Refleksje na dzień 16 grudnia

CODZIENNE REFLEKSJE

PARTNERSKIE WSPÓŁDZIAŁANIE W ZDROWIENIU

…nic lepiej nie umacnia niezależności od alkoholu jak intensywna praca z innymi alkoholikami… Zarówno ty, jak i twój podopieczny musicie na co dzień kroczyć drogą, która zapewnia duchowy rozwój… Postępuj zgodnie ze wskazówkami Siły Wyższej, a wkrótce będziesz żył w nowym, cudownym świecie. I to bez względu na położenie, w jakim się obecnie znajdujesz!
Anonimowi Alkoholicy, str. 77, 86 – 87

Robienie tego co należy z takich jak należy powodów – oto mój sposób na przezwyciężenie własnego egoizmu i egocentryzmu. Zdaję sobie sprawę, że moja zależność od Siły Wyższej toruje drogę spokojowi ducha i umysłu, szczęściu i trzeźwości. Co dzień modlę się, abym wystrzegał się dawnych zachowań, dzięki czemu będę pomocny dla innych.


DZIEŃ PO DNIU

Bycie uczciwym.
Musimy nauczyć się być rygorystycznie uczciwi wobec samych siebie. Jeśli nie potrafimy być uczciwi wobec samych siebie, nie możemy być uczciwi wobec innych, nie możemy być uczciwi wobec naszej Siły Wyższej i nie możemy oczekiwać zmiany.
Jeśli poprosimy o podwiezienie z określonego adresu, ale w rzeczywistości jesteśmy pod innym, nie możemy oczekiwać, że kierowca nas znajdzie, a tym bardziej odbierze. Tak samo jest z naszą Siłą Wyższą. Jeśli prosimy o uzdrowienie z czegoś, ale mylimy naszą chorobę z inną, nie możemy oczekiwać zmiany, na którą mieliśmy nadzieję.
Musimy zacząć słuchać tego, co naprawdę czujemy. Większość z nas ma bardzo podstępne głowy, ale bardzo szczere wnętrze!

Czy uznaję swoją szczerość na poziomie wnętrza?

Siło Wyższa, pomóż mi wiedzieć, gdzie naprawdę jestem i zaakceptować to.
Dzisiaj zbadam moje reakcje na …


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Inni nie mogą nas definiować. Obraz samego siebie.
Bezmyślna praktyka dzielenia ludzi na kategorie może być destrukcyjna. Niektórzy z nas wciąż żywią urazę z powodu ról, które otrzymaliśmy w naszych rodzinach w okresie dorastania. Zdajemy sobie sprawę, że ten sposób definiowania był poniżający.
Jako dorośli żyjący w trzeźwości, musimy teraz upewnić się, że definiujemy siebie w taki sposób, który przyczynia się do naszego sukcesu i szczęścia. Jeśli inni próbują przypisać nam etykiety, nie możemy tego zaakceptować… przynajmniej nie w naszych własnych umysłach.
Jeśli inni próbują definiować nas w ten sposób, musimy zawsze pytać, czy sami nie zaprosiliśmy do takiego etykietowania. Czy nasze zachowanie w jakiś sposób wywołało takie wrażenie? Czy zamaskowaliśmy nasze prawdziwe uczucia, aby zaprezentować obraz, z którym tak naprawdę nie chcemy żyć? Niezależnie od odpowiedzi, musimy przejąć kontrolę nad definiowaniem tego, kim jesteśmy i kim chcemy być.
Jeśli nie podoba mi się sposób, w jaki ludzie mnie postrzegają, zmienię wysyłane przeze mnie sygnały. Wszelkie sygnały, które wysyłam, powinny pasować do sposobu, w jaki naprawdę chcę być znany.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Dobroczynność widzi potrzebę, a nie przyczynę. – przysłowie niemieckie
Dobroczynność to nie tylko dawanie pieniędzy na dobre cele. Dobroczynność to posiadanie serca gotowego do dawania. Dobroczynność to pomaganie przyjacielowi o drugiej nad ranem. Dobroczynność to pójście wcześniej na spotkanie, by zrobić kawę bez pytania.
Służba to sposób, w jaki program Dwunastu Kroków odnosi się do „dobroczynności”. Służba i dobroczynność to styl życia. Widzimy potrzebę, więc staramy się pomóc. Nasze wartości i serce będą nas prowadzić w tym, jak pomagamy. Służba jest ważną częścią naszego programu. Służba pomaga nam myśleć o innych, a nie tylko o sobie. Przestajemy pytać: „Co ja z tego będę miał?”. Pomaganie innym jest tym, co jest w tym dla nas. Trzeźwość jest tym, co jest dla nas. Spokój jest tym, co jest dla nas.

Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, dałaś mi wiele talentów. Pomóż mi zobaczyć, jak moje talenty mogą uczynić świat lepszym miejscem. Dawanie siebie to wiara w Ciebie i w siebie.

Działanie na dziś: Dzisiaj wymienię swoje talenty i zastanowię się, w jaki sposób mogę je wykorzystać, aby pomóc innym.


JĘZYK WYZWOLENIA

Zatroszczyć się o swoje emocje

Co to znaczy zatroszczyć się o swoje emocje? To znaczy, że uświadamiam sobie stan swojej złości i akceptuję to uczucie bez poczucia winy czy pokusy obwiniania drugiej osoby.
Uświadamiam sobie stan bycia urażonym i akceptuję to uczucie bez prób ukarania źródła mego bólu. Rozpoznaję i odczuwam strach, kiedy się pojawia. Pozwalam sobie na odczuwanie szczęścia, radości i miłości, kiedy te uczucia są w moim zasięgu. Troszczyć się o siebie pod względem emocjonalnym oznacza pozwolić sobie na uczucia i nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. Zatroszczyć się o własne emocje oznacza pozwolić sobie zatrzymać się nad jednym uczuciem, aż nadejdzie czas, aby się od niego uwolnić i móc przejść do następnego. Uświadamiam sobie, że czasami moje uczucia pomagają mi dostrzec rzeczywistość, lecz czasami są one zwodnicze. Uczucia są ważne, lecz nie muszę pozwalać im, by mnie kontrolowały. Mogę sam czuć i myśleć. Dzielę się z innymi ludźmi swoimi uczuciami, kiedy jest to właściwe i bezpieczne.
Proszę o pomoc lub wskazówki, kiedy nie mogę poradzić sobie z jakimś uczuciem.
Jestem otwarty na wiedzę, jaką moje uczucia mogą przede mną odsłonić. Kiedy uświadomię sobie, zaakceptuję i uwolnię się od jakiegoś uczucia, zadam sobie pytanie, co mogę lub chcę zrobić, żeby się o siebie zatroszczyć. Zatroszczyć się o siebie emocjonalnie znaczy szanować, otaczać troską, zgłębiać i doceniać emocjonalną część naszego ja.

Dzisiaj zatroszczę się o siebie pod względem emocjonalnym. Będę tolerancyjny i otwarty na emocjonalną część samego siebie i na innych. Będę dążyć do równowagi między emocjami a rozumem, lecz nie pozwolę na to, aby intelekt zepchnął emocjonalną część mojego ja na dalszy plan.


PODRÓŻ DO SERCA

Pielęgnuj chwile samotności
Sprzedawca w ośrodku zaprowadził mnie do mojego domku, małego odosobnionego domku oddalonego o milę od głównego ośrodka na północnym wybrzeżu Kalifornii. „Czy będzie ci tu dobrze?” – zapytał. ” Tylko samemu?” Odpowiedziałem twierdząco. I miałem to na myśli.
Moja umiejętność pogodzenia się z samotnością wymagała całego życia. Spokojna samotność różni się od izolacji, bycia zmuszonym do bycia samemu. Różni się od wymuszonego odosobnienia, w którym gorączkowo szukamy jakiejś więzi, czegoś, co sprawi, że nie poczujemy się samotni, a następnie ze strachem i niechęcią pogrążamy się w izolacji.
Podczas naszych życiowych doświadczeń musimy stawić czoła wielu lękom. Wszechświat nie pozwoli nam się przed nimi ukryć, przynajmniej nie na długo. Jednym z nich może być strach przed samotnością.
Być może będziemy musieli stawić mu czoła, poczuć go, wyleczyć się z niego – w przeciwnym razie będziemy chwytać się, zadowalać, otaczać się czymkolwiek lub kimkolwiek, abyśmy nie musieli być sami. Jeśli nie stawimy temu czoła, samotność stanie się zamiast tego odosobnieniem.
Pielęgnuj chwile samotności. Naucz się cenić swoją prywatność, swój spokojny czas. Naucz się czuć komfortowo będąc sam na sam ze sobą.
Im bardziej będziesz zadowolony w chwilach samotności, tym więcej radości i miłości odkryjesz w chwilach spędzanych z innymi. Pielęgnuj samotność. Pomoże ci ona pielęgnować miłość.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


TRADYCJA DWUNASTA

„Anonimowość stanowi duchową podstawę wszystkich naszych Tradycji, przypominając nam zawsze o pierwszeństwie zasad przed osobistymi ambicjami”

DUCHOWĄ istotę anonimowości stanowi poświęcenie. Dwanaście Tradycji stale wymaga od nas poświęcenia celów osobistych w imię wspólnego dobra. Dlatego też uważamy, że duch poświęcenia, którego symbolem jest anonimowość, stanowi podstawę wszystkich naszych Tradycji. To właśnie wielokrotnie dowiedziona gotowość członków AA do takich poświęceń pozwala nam z ufnością patrzeć w przyszłość.

Anonimowość nie wzięła się jednak wcale z ufności. Wręcz przeciwnie, jej źródłem były obawy towarzyszące nam na początku istnienia AA. Pierwsze bezimienne grupy alkoholików były tajnymi stowarzyszeniami. Nowi członkowie mogli do nas dotrzeć wyłącznie przez garstkę zaufanych przyjaciół. Każda perspektywa najmniejszej wzmianki o nas, a nawet tylko o naszej działalności, przerażała nas. Chociaż już trzeźwi, wciąż uważaliśmy, że musimy się kryć przed publiczną nieufnością i pogardą.

Kiedy w roku 1939 ukazała się „Wielka Księga”, zatytułowaliśmy ją „Anonimowi Alkoholicy”. W przedmowie znajdowało się następujące wyjaśnienie: „Ważne jest, byśmy zachowali anonimowość, ponieważ jest nas obecnie zbyt mało, by sprostać ogromnej liczbie próśb o pomoc, które mogą do nas napłynąć po ukazaniu się tej książki. Będąc w większości ludźmi czynnymi zawodowo, mogli byśmy nie sprostać w takim przypadku nadmiarowi nowych obowiązków”. Między wierszami można wyczytać naszą obawę, że gwałtowny napływ nowych osób mógłby spowodować całkowite załamanie się naszej anonimowości.

Wraz ze wzrostem liczby grup rosły problemy z anonimowością. Niekiedy rozentuzjazmowani czyimś efektownym powrotem do zdrowia, omawialiśmy intymne i bolesne szczegóły jego przypadku, które były przeznaczone wyłącznie do wiadomości sponsora. Ktoś pokrzywdzony w ten sposób miał pełne prawo twierdzić, że nadużyto jego zaufania. Kiedy takie szczegóły wydostawały się poza AA, wiara w szczerość naszych zapewnień o anonimowości doznawała poważnego uszczerbku. Niejednokrotnie z tego właśnie powodu ludzie się od nas odwracali. Niewątpliwie nie tylko nazwisko, ale również historia każdego członka AA musi pozostać tajemnicą, jeśli tylko on sobie tego życzy. Taka była nasza pierwsza nauczka na temat stosowania anonimowości w praktyce.

Tymczasem niektórzy z nowicjuszy, z charakterystycznym brakiem powściągliwości w ogóle nie przejmowali się tajnością. Chcieli głosić wszem i wobec o AA i to robili. Ledwie co otrzeźwieni, z błyskiem w oku dopadali każdego, kto był w zasięgu, by tylko opowiedzieć swą historię. Inni rwali się przed kamery i do mikrofonów. Czasami, niestety, rozpaczliwie upijali się sprawiając publicznie dotkliwy zawód swoim grupom. Z członków AA zmieniali się oni w poszukiwaczy oklasków.

Takie skrajne przypadki zmusiły nas w końcu do myślenia. Wreszcie musieliśmy uczciwie postawić pytanie: „Do jakiego stopnia członka AA obowiązuje zasada anonimowości?” Nasz rozwój uświadomił nam, że nie możemy dłużej być tajnym stowarzyszeniem. Ale z drugiej strony było równie oczywiste, że nie chcemy być siecią imprez rozrywkowych. Wyznaczenie bezpiecznego kursu między tymi skrajnościami zajęło nam wiele czasu.

Z reguły każdy nowo przybyły pragnął natychmiast opowiedzieć swojej rodzinie o tym, co robi. Chciał również poinformować o tym innych ludzi, którzy wcześniej próbowali mu pomóc – lekarza, duszpasterza, przyjaciół. Gdy nabrał pewności siebie, uważał, że powinien powiadomić o swym nowym życiu pracodawcę i współpracowników. Gdy nadarzała się możliwość pomocy innym, stwierdzał, że z łatwością może mówić o AA niemal z każdym człowiekiem. Takie dyskretne odsłanianie tajemnicy pomagało mu przemóc lęk przed piętnem alkoholika, niosąc zarazem do jego środowiska wieść o istnieniu AA. Wielu nowych ludzi trafiło do AA właśnie dzięki tego rodzaju rozmowom. I choć wykraczają one poza dosłowne rozumienie anonimowości, rozmowy takie są całkowicie zgodne z duchem tej zasady.

Okazało się jednak, że takie ustne rozpowszechnianie informacji nie wystarcza, nasza działalność musiała zostać spopularyzowana. Grupy AA powinny szybko dotrzeć do możliwie największej liczby zrozpaczonych alkoholików. Toteż wiele grup zaczęło organizować otwarte spotkania, na które mógł przyjść każdy, kto chciał zobaczyć na własne oczy, na czym właściwie polega AA. Spotkania te spotykały się z bardzo ciepłym przyjęciem. Wkrótce do grup zaczęły napływać prośby, by członkowie AA występowali na spotkaniach różnych stowarzyszeń społecznych, kółek parafialnych i towarzystw medycznych. Spotkania te dawały dobre rezultaty, o ile tylko zachowano anonimowość mówcy, a obecni na nich dziennikarze szanowali apele o niepublikowanie nazwisk lub zdjęć.

Potem nadeszły pierwsze zapierające dech w piersiach wypady na szerokie forum. Poświęcone nam artykuły w ukazującej się w Cleveland gazecie „Plain Dealer” z dnia na dzień powiększyły liczbę członków AA w tym mieście z kilku do kilkuset. Relacje prasowe z przyjęcia, jakie wydał dla Anonimowych Alkoholików Rockefeller pomogły podwoić nasze szeregi w ciągu zaledwie jednego roku. Słynny artykuł Jacka Alexandra W „Saturday Evening Post” uczynił z AA instytucję ogólnokrajową. Takie dowody uznania stwarzały możliwość uzyskania jeszcze większego rozgłosu. Gazety codzienne i czasopisma chciały drukować nasze osobiste wyznania. Wytwórnie filmowe chciały nas nakręcać. Radio, a w końcu i telewizja, oblegały nas, prosząc o wystąpienia. Co mieliśmy robić?

W trakcie tego przypływu publicznego uznania zrozumieliśmy, że możemy wiele na tym skorzystać, ale również wiele stracić, w zależności od tego, w jakim kierunku pójdzie to zainteresowanie. Po prostu nie mogliśmy pozwolić sobie na ryzyko, by samozwańczy mesjasze reprezentowali AA na forum publicznym. Nasza wewnętrzna potrzeba autoreklamy mogłaby nas zgubić. Gdyby choć jeden członek AA publicznie się upił lub nadużył imienia wspólnoty do osobistych korzyści, mogłoby to wyrządzić niepowetowane szkody. A zatem na tym szczeblu: prasy, radia, filmu i telewizji anonimowość, i to stuprocentowa anonimowość, była jedynym dopuszczalnym rozwiązaniem. Tu właśnie zasady AA miały mieć pierwszeństwo przed osobistymi ambicjami i to bez żadnych wyjątków.

Te doświadczenia uświadomiły nam, że anonimowość to prawdziwa pokora w praktycznym zastosowaniu. Jest ona wszechobecną cechą duchową, która dzisiaj leży u podstaw całego AA. Kierowani duchem anonimowości staramy się wyrzec naturalnych pragnień, by się osobiście wyróżnić jako członkowie AA zarówno spośród innych alkoholików, jak i spośród wszystkich ludzi. Odkładając na bok te jakże ludzkie aspiracje, wierzymy, że każdy z nas bierze udział w tkaniu wielkiej opończy, która okryje i ochroni całą naszą wspólnotę, i pod którą będziemy mogli w jedności rozwijać się i pracować.

Jesteśmy pewni, że pokora wyrażająca się w anonimowości, jest najlepszą z możliwych gwarancją rozwoju Anonimowych Alkoholików.