CODZIENNE REFLEKSJE
Pogoda Ducha
Przebudzeni duchowo w rezultacie tych Kroków…
Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji, str. 106
Z czasem – im dłużej chodziłem na mityngi i pracowałem nad Krokami – zaczęło dziać się ze mną coś niezwykłego. Byłem zdezorientowany, bo nie wiedziałem, co właściwie czuję; aż w końcu uświadomiłem sobie, że doświadczam pogody ducha. Było to dobre uczucie, ale skąd się we mnie wzięło? Zdałem sobie sprawę, że jest ono naturalnym rezultatem stosowania Kroków.
Nie zawsze łatwo jest stosować Program, ale musiałem przyznać, że osiągnąłem pogodę ducha w efekcie pracy nad Krokami. Wprowadzając Kroki w życie we wszystkim, co robię – czyli stosując zawarte w nich zasady we wszystkich moich poczynaniach – odkrywam, że doznałem przebudzenia w odniesieniu do Boga, innych ludzi i samego siebie.
I przebudzenie to – którym cieszę się w rezultacie pracy nad Krokami – polega na świadomości, że nie jestem już dłużej sam.
DZIEŃ PO DNIU
Dostrzeganie błogosławieństwa w cierpieniu
Ci, którzy mają największe obciążenia, mogą być najbardziej błogosławieni, jeśli zdecydują się podjąć stojące przed nimi wyzwania. W jakiś sposób bogactwo radości jest mierzone wprost proporcjonalnie do stopnia cierpienia. Każdy z nas odczuwał radość z osiągnięć. Intensywność tego, co pokonaliśmy, wpływa na głębię tej radości.
Zanim wiosną zakwitną kwiaty, musi nadejść jałowa zima. Aby wydobyć z siebie to, co najlepsze, musimy pokonać przeszkody, jakie stawia przed nami życie. Prosimy naszą Siłę Wyższą o siłę, by radzić sobie z nimi i akceptować je każdego dnia.
Czy rozwinąłem się dzięki moim trudnościom?
Siło Wyższa, pomóż mi zaakceptować moje problemy jako błogosławieństwa w przebraniu.
Dzisiaj wezmę na barki moje największe brzemię i …
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Doprowadzanie projektów do końca. Wytrwałość.
Rozpoczynanie projektów bez ich ukończenia może być częścią naszej alkoholowej natury. Jest to związane z niedojrzałością i tendencją do szybkiego nudzenia się i zniechęcania.
Program 12 Kroków może pomóc nam przezwyciężyć ten problem. Po pierwsze, uświadamiamy sobie i przyznajemy się do takich tendencji, nieustraszenie stawiając czoła temu, co w rzeczywistości było bardzo złym nawykiem. Następnie stajemy się szczerzy co do naszych motywów. Uświadamiamy sobie, że w rzeczywistości nie mieliśmy stałego zainteresowania, które pomogłoby nam ukończyć niektóre projekty. W takich przypadkach projekty te nigdy nie powinny były zostać rozpoczęte… a w przyszłości nie będziemy podejmować się podobnych przedsięwzięć.
Kiedy coś musi zostać ukończone, program pomoże nam pozostać przy tym, dopóki nie zostanie ukończone. Satysfakcja z ukończenia potrzebnego projektu zawsze będzie częścią trzeźwego życia. Będziemy też wiedzieć, że dzięki temu rozwijamy w programie.
Podejmę dziś niezbędne kroki, by doprowadzić każdy projekt do końca. Pomoże mi to również w realizacji przyszłych projektów.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
…staraliśmy się nieść to przesłanie alkoholikom…- Druga część Kroku 12.
W tej części Kroku 12 niesiemy przesłanie nadziei. Ale to nie od nas zależy, czy ktoś przyjmie to przesłanie, czy nie. Dzięki temu nie bawimy się w Boga. Po prostu delikatnie przekazujemy wiadomość. Nie wciskamy ludziom programu na siłę. Ogólnie rzecz biorąc, Krok Dwunasty mówi nam: „Bądź pomocny dla tych, którym możesz pomóc”. Gdy sąsiadka jest chora, skoś jej trawnik. Gdy przyjaciel jest w szpitalu, odwiedź go. Krok Dwunasty przypomina nam, że robimy różnicę. Mamy nadzieję, którą możemy dać światu. A nadzieja jest tym, co reprezentujemy dla uzależnionego, który wciąż cierpi. Nadzieja jest tym, co reprezentujemy dla rodziny uzależnionego. Jak pięknie jest stać po stronie nadziei! Pamiętasz, kiedy nasze życie oznaczało rozpacz? Co za zmiana!
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi świecić jasno jako symbol Twojej nadziei.
Działanie na dziś: Dziś pomogę komuś w potrzebie. Może to być alkoholik lub narkoman, albo po prostu ktoś w potrzebie. Pomogę uczynić świat lepszym miejscem.
JĘZYK WYZWOLENIA
Odkładanie życia na potem
Nie możemy pozwolić sobie na odkładanie naszych potrzeb na później, czekając na kogoś, kto nas dopełni, uczyni nasze życie lepszym lub jak wyśniony książę czy księżniczka z bajki, stanie się tym wszystkim, co sobie wymarzyliśmy. Takie myślenie wzbudzi urazę, wrogość, niezdrową zależność i całą masę problemów, z którymi trzeba będzie uporać się prędzej czy później.
Niezależnie od tego, czy zdecydowaliśmy, że chcemy być w danym związku, czy postanowiliśmy poczekać z podjęciem takiej decyzji – w międzyczasie i tak musimy zająć się własnym życiem.
Czasami jest to trudne. Odkładanie spraw na później może zdawać się czymś normalnym. Wtedy właśnie dajemy się złapać w potrzask współuzależnieniowego myślenia: Ta osoba jest w stanie uczynić mnie szczęśliwym… Jeżeli zrobi coś, spełni jakiś warunek, wtedy będę szczęśliwy…
Jest to sytuacja, która wyzwala niskie poczucie własnej wartości, zwątpienie i tendencję do zaniedbywania samego siebie. Możemy rozważyć kilka sposobów rozwiązania danej sytuacji. Możemy robić to, czekając na upragniony list, na pracę,
na osobę czy na zdarzenie.
Nie musimy odkładać naszego życia na później. Takie działanie pociągnie za sobą poważne reperkusje. Zajmijmy się swoim życiem. Bierzmy życie dzień po dniu.
Co możemy zrobić w tej chwili, aby zatroszczyć się o siebie, poczuć się lepiej, zaspokoić własne potrzeby we właściwy, zdrowy sposób?
Co się stanie, jeżeli przełamiemy schemat i zaczniemy troszczyć się o siebie?
Czasami odpowiedź przychodzi natychmiast. Czasami musimy troszkę poczekać. Czasami sprawy nie układają się dokładnie tak, jak byśmy tego oczekiwali. Lecz mimo tego zawsze układają się, jak powinny, a czasami nawet lepiej, niż mogłoby się na początku wydawać.
W tym czasie okazaliśmy miłość samym sobie – żyjąc własnym życiem i odzyskując utraconą walkowerem na rzecz innych ludzi kontrolę nad nim. Miłość dawana samemu sobie zawsze wraca zwielokrotniona, ponieważ wtedy kiedy robimy to w sposób autentyczny, dajemy naszej Sile Wyższej, innym ludziom i całemu wszechświatowi sygnał, że jesteśmy gotowi na przyjęcie miłości, której tak pragniemy i potrzebujemy.
Rezygnacja z życia własnym życiem w oczekiwaniu na coś, co ma się wydarzyć, w praktyce nie skutkuje. Czyni nas tylko nieszczęśliwymi, ponieważ nie żyjemy tutaj i teraz.
Dzisiaj zmuszę się, jeżeli to konieczne, do zajęcia się własnym życiem. Będę działać w swoim najlepszym interesie w sposób, który odzwierciedla miłość i troskę o samego siebie. Jeżeli oddałem władzę lub kontrolę nad swoim życiem komuś innemu poza samym sobą lub Siłą większą ode mnie, muszę ją odzyskać. Zacznę występować we własnym interesie, nawet jeżeli wyda mi się to na początku krępujące.
PODRÓŻ DO SERCA
Zrób dziś dla kogoś coś miłego
Po co czekać na Boże Narodzenie? Zrób coś miłego dla kogoś już dziś. Podaruj prezent, nawet jeśli nie są to czyjeś urodziny. Podaruj komuś miłość i radość.
Czujesz się przygnębiony? Sfrustrowany? Zamiast pozbawiać się siebie, gdy już i tak czujesz się wystarczająco źle, zrób dla siebie coś miłego. Kochaj siebie. Bądź dla siebie miły, delikatny i troskliwy. Podaruj sobie nową książkę, bukiet kwiatów, bluzę lub inny kapelusz – coś, co sprawi Ci radość. Wybierz się do kina. Lub podaruj sobie darmowy prezent miłości – spacer, kąpiel, relaksujące popołudnie na słońcu. Wyślij sobie kartkę. Podaruj sobie pocieszające, zachęcające słowa. Powiedz sobie, jak dobrze sobie poradziłeś i że dałeś z siebie wszystko.
Przekaż też słowa miłości i zachęty innym. Powiedz im, że ich doceniasz. Powiedz im, że są wspaniali. Powiedz im, że są doskonali. Kiedy dajesz prezenty miłości innym, dajesz je sobie.
Czasami darem, którego ludzie potrzebują, są słowa miłości. „Modlę się za ciebie każdego ranka” – powiedział mi mój przyjaciel. „Proszę Boga o błogosławieństwo i pomoc. Potem rozmawiam z twoimi aniołami. Mówię im, by opiekowały się tobą przez cały dzień i przyniosły ci wiele radości”. To jeden z najmilszych prezentów, jakie kiedykolwiek otrzymałem.
Nie musisz czekać na Boże Narodzenie, aby dawać prezenty miłości i radości. Daj tę miłość innym i sobie. Dawaj ją często. Dawaj ją swobodnie. Dawaj ją przez cały rok.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
KROK DWUNASTY
„Przebudzeni duchowo w rezultacie tych Kroków, staraliśmy się nieść posłanie innym alkoholikom i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach”
TREŚCIĄ Dwunastego Kroku AA jest radość życia, a jego istotą – działanie. Oto teraz zwracamy się na zewnątrz, ku naszym towarzyszom niedoli, wciąż jeszcze cierpiącym alkoholikom. Teraz mamy szansę dawać innym, nie oczekując w zamian żadnych nagród. Teraz zaczynamy stosować wszystkie Dwanaście Kroków w codziennym życiu, zyskując dla siebie i otaczających nas osób trzeźwość umysłu i uczuć. W swym najgłębszym sensie Dwunasty Krok mówi o miłości, o takim jej rodzaju, na który nie ma ceny.
Dwunasty Krok mówi również o tym, że w rezultacie stosowania wszystkich Kroków każdy z nas doznał czegoś, co można określić jako przebudzenie duchowe. Dla nowicjuszy w AA brzmi to często dość wątpliwie i nieprawdopodobnie. Pytają oni: „Co macie właściwie na myśli, mówiąc o tym przebudzeniu duchowym?”
Być może istnieje tyle określeń przebudzenia duchowego, ilu ludzi, którzy go doświadczyli. Ale na pewno wszystkie, jeśli są autentyczne, mają wspólne cechy. Nie są one trudne do uchwycenia. Najbardziej uderzające jest to, że człowiek przebudzony duchowo staje się zdolny robić, odczuwać i wierzyć w to, czego poprzednio nie potrafił robić sam, w oparciu o swoje własne siły i środki. Otrzymał on dar w postaci nowego stanu świadomości i istnienia.
Znalazł się na szlaku, który rzeczywiście dokądś prowadzi, który przekonuje, że życie nie jest ślepą uliczką ani grą, w której trzeba zwyciężać albo przynajmniej jakoś przebrnąć do końca. Nastąpiła w nim prawdziwa przemiana, ponieważ zaczął czerpać siły ze źródła, którego dotychczas w taki czy inny sposób unikał. Osiągnął taki stopień uczciwości, tolerancji, spokoju umysłu, zdolności do poświęceń i miłości, do jakiego w swoim przeświadczeniu nie był zdolny. Jest to dar, nie nagroda, ale zwykle dar ten jest poprzedzony osiągnięciem pewnej gotowości na jego przyjęcie.
Sposobem, w jaki AA przygotowuje nas do przyjęcia tego daru jest stosowanie programu Dwunastu Kroków. Przypomnijmy więc sobie pokrótce, co staraliśmy się robić aż do tego momentu.
Krok Pierwszy ukazał nam zadziwiający paradoks; przekonaliśmy się, że nigdy nie zdołamy się uwolnić z alkoholowej obsesji, dopóki nie przyznamy się, że jesteśmy wobec niej bezsilni. W Drugim Kroku przekonaliśmy się, że ponieważ sami nie potrafimy przywrócić się do zdrowia, musi to zrobić jakaś Siła Wyższa, bo inaczej będzie z nami koniec. Konsekwentnie, w Trzecim Kroku powierzyliśmy nasze życie i naszą wolę opiece Boga, jakkolwiek Go pojmujemy. Ci z nas, którzy byli ateistami lub agnostykami, doszli do wniosku, że tymczasem mogą uznać za Siłę Wyższą swoją grupę lub AA w całości. Poczynając od Kroku Czwartego, zaczęliśmy poszukiwać w sobie tych cech osobowości, które doprowadziły nas do fizycznego, moralnego i duchowego bankructwa. Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny. Krok Piąty był rezultatem decyzji, że zrobiony samotnie rachunek moralny nie wystarcza. Wiedzieliśmy już, że musimy przerwać koszmar samotnego zadręczania się naszymi konfliktami, wyznając je jak najszybciej Bogu i drugiemu człowiekowi. Wielu z nas długo unikało Szóstego Kroku, i to z bardzo praktycznego powodu: nie życzyliśmy sobie usunięcia wszystkich wad charakteru, bo do niektórych byliśmy aż nazbyt przywiązani. Wiedzieliśmy jednak, że jakoś musimy się pogodzić z samą zasadą Szóstego Kroku. Postanowiliśmy więc, że choć na razie trudno jest nam pozbyć się niektórych spośród naszych słabości, powinniśmy jednak przestać się upierać, że nigdy, przenigdy z nich nie zrezygnujemy. Powiedzieliśmy więc sobie: „Jeśli dziś jeszcze nie mogę, nie znaczy to, że tak musi być zawsze”. W Kroku Siódmym zwróciliśmy się do Boga w pokorze, aby usunął te nasze braki, które On uznał za słuszne usunąć akurat wtedy, kiedy składaliśmy tę prośbę. Krok Ósmy był kontynuacją porządków domowych, przekonaliśmy się bowiem, że byliśmy w konflikcie nie tylko z sobą, ale także z całym środowiskiem, w którym żyjemy. Musieliśmy zakończyć wszystkie zwady i dlatego zrobiliśmy listę osób, które skrzywdziliśmy i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim. Konsekwentnie, w Kroku Dziewiątym zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim poszkodowanym, z wyjątkiem przypadków, gdy mogłoby to kogoś zranić. Jednocześnie w Dziesiątym Kroku, przygotowaliśmy grunt do życia na co dzień, zdając sobie wyraźnie sprawę z konieczności kontynuowania rachunku moralnego i natychmiastowego przyznawania się do popełnianych błędów. Krok Jedenasty uwidocznił nam, że skoro Siła Wyższa przywróciła nas do zdrowia i umożliwiła życie we względnym spokoju ducha w świecie targanym konfliktami, warto dążyć do lepszego jej poznania, w miarę możliwości przez nawiązanie z Nią bezpośredniego kontaktu. Przekonaliśmy się, że oddając się regularnie modlitwie i medytacji, otwarliśmy tunel, który połączył nas z Bogiem. Boska siła i przewodnictwo przestały ospale pokapywać i zaczęły płynąć do nas wartkim strumieniem, my zaś stawaliśmy się coraz bardziej zdolni Go zrozumieć. Tak więc stosując te Kroki po pewnym czasie doświadczyliśmy nie kwestionowanego przebudzenia duchowego. Obserwując tych, którzy wciąż jeszcze pełni wątpliwości stawali na początku tej drogi, mogliśmy zauważyć zachodzące w nich zmiany. W oparciu o bogactwo doświadczeń mogliśmy przewidzieć, że każdy wątpiący, który na razie ubolewa nad nieuchwytnością „podejścia duchowego” i zadowala się uznaniem swojej ulubionej grupy AA za swoją Siłę Wyższą, wkrótce pokocha Boga i przyzwie Go po imieniu.
Przejdźmy teraz do pozostałej części Dwunastego Kroku. Wyzwolone przezeń energia oraz zapał, z jakim przekazujemy posłanie kolejnemu cierpiącemu alkoholikowi, a także stosujemy Dwanaście Kroków we wszystkich naszych poczynaniach – to nagroda i wspaniała rzeczywistość Anonimowych Alkoholików.
Nawet najnowszy z nowicjuszy znajduje niewyobrażalną satysfakcję, próbując pomóc bratu czy siostrze w nałogu, komuś, kto gorzej widzi niż on sam. Jest to naprawdę taki dar, za który nie oczekuje się niczego w zamian. Przychodzący z pomocą nie spodziewa się ani żadnej zapłaty, ani nawet wdzięczności. Ale wkrótce przekonuje się, że mocą jakiegoś Boskiego paradoksu – bezinteresownie dając z siebie czuje się hojnie wynagrodzony, niezależnie od tego, czy jego dar został przyjęty, czy nie. Mimo licznych jeszcze ułomności charakteru, instynktownie wie, że Bóg umożliwił mu zrobienie wspaniałego początku i że stoi na początku nowych tajemnic, radości i doświadczeń, o których nigdy nawet mu się nie śniło.
Niemal każdy członek AA stwierdza, że nic nie daje głębszej satysfakcji niż dobrze zrobiony Dwunasty Krok. Wyraz nadziei w oczach wychodzących z mroku mężczyzn i kobiet, połączone na nowo rodziny, czyjeś życie nabierające sensu i celu, wyrzucony poza margines alkoholik przyjęty na powrót przez jego środowisko, a nade wszystko świadectwo budzenia się tylu ludzi do wiary w miłującego Boga – oto istota tego, co otrzymujemy niosąc posłanie AA innym alkoholikom.
A nie jest to przecież jedyna forma Dwunastego Kroku. Na spotkania AA nie przychodzimy tylko po lekarstwo dla siebie, ale także po to, by naszą obecnością wzmocnić i upewnić innych. Każda nasza wypowiedź podczas spotkania jest niesieniem posłania AA. Czy mówimy do jednej czy do wielu osób, wykonujemy Dwunasty Krok. A nawet ci z nas, którym zabieranie głosu przychodzi jeszcze z trudnością, albo którzy nie mogą lub nie mają okazji stosować Dwunastego Kroku w indywidualnych przypadkach, mają wiele innych możliwości. Mogą wykonywać na pozór nie efektowne ale bardzo ważne zadania, które ułatwiają skutecznie niesienie posłania, jak choćby przygotowanie kawy z ciastkami po spotkaniu, dzięki czemu tak wielu sceptycznych, a czasem podejrzliwych nowicjuszy w przyjaznej, dowcipnej atmosferze zdołało opanować niepokój i przezwyciężyć nieufność. Tego rodzaju działalność jest stosowaniem Dwunastego Kroku w najbardziej dosłownym sensie. „Darmo otrzymałeś, darmo daj…” oto istota tej części Dwunastego Kroku.
Często mogą się nam zdarzać takie doświadczenia Dwunastego Kroku, że na jakiś czas tracimy pewność, czy jesteśmy na właściwym torze. Każde z takich niepowodzeń wydaje się nam wielką przegraną, krokiem wstecz, ale później, z perspektywy czasu okazują się one odskocznią ku czemuś lepszemu. Możemy na przykład całkowicie poświęcić się próbie wyciągnięcia jakiejś osoby z nałogu, a po kilku miesiącach wyrzeczeń stwierdzić, że nasz podopieczny powrócił do butelki. Może tak się zdarzyć kilka razy z rzędu, a wtedy zaczynamy wątpić, czy w ogóle jesteśmy zdolni do niesienia pomocy innym alkoholikom. Czasem znajdujemy się w odwrotnej sytuacji, kiedy po serii odniesionych sukcesów czujemy się tak nimi upojeni, że grozi nam pokusa zaborczości wobec nowicjuszy. Nie kiedy próbujemy dawać im rady w sprawach, w których nie jesteśmy kompetentni albo do których w ogóle nie powinniśmy się wtrącać. Dziwi nas wtedy i boli zlekceważenie tych rad albo komplikacje, do jakich doprowadziło ich przyjęcie. Podejmując się z wielką gorliwością pracy Dwunastego Kroku, czasem niesiemy posłannictwo do tak wielu alkoholików, że traktują oni nas jak mężów zaufania. Powiedzmy, że wybierają nas na rzecznika grupy. A wtedy znów nam grozi pokusa nadmiernego kierowania, co może w rezultacie prowadzić do buntu lub innych trudnych do przyjęcia konsekwencji.
Ale na dłuższą metę okazuje się dość wyraźnie, że wszystkie te problemy są jedynie początkowymi trudnościami i mogą obrócić się tylko na dobre, jeśli coraz usilniej będziemy poszukiwać odpowiedzi we wszystkich Dwunastu Krokach.
Tak doszliśmy do najtrudniejszej kwestii. Jak stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach? Czy możemy traktować cały nowy wzór życia z równie gorącym zamiłowaniem, jak tę jego część, którą odkrywamy próbując pomóc innym alkoholikom w osiągnięciu trzeźwości? Czy jesteśmy zdolni wnieść w niejednokrotnie okaleczone życie rodzinne tego samego ducha miłości i tolerancji, z którym przychodzimy do grupy AA? Czy ludziom, którzy ucierpieli na skutek naszej choroby, możemy okazać taki sam rodzaj zaufania, jakim obdarzamy sponsora w AA? Czy potrafimy kierować się duchem programu AA w codziennej pracy? Czy wobec wszystkich ludzi wykazujemy dopiero co nabyte poczucie odpowiedzialności? Czy próbując wprowadzić zmiany we wszystkich tych dziedzinach znajdujemy nie znaną nam radość życia?
Co więcej, jak dajemy sobie radę z tym, co uważamy za niepowodzenia albo sukcesy? Czy możemy obecnie pogodzić się z jednymi i z drugimi oraz przyjąć je bez goryczy lub pychy? Czy potrafimy odważnie i z pogodą ducha stawić czoło biedzie, chorobie, samotności lub żałobie? Czy naprawdę potrafimy cieszyć się skromniejszymi ale często trwalszymi osiągnięciami wówczas, gdy omijają nas błyskotliwe sukcesy?
Odpowiedź na te pytania o sposób życia brzmi: „Tak, wszystko to jest możliwe”. Wiemy o tym, bo widzimy jak najboleśniejsze przejścia, pustka i monotonia, a nawet katastrofy życiowe, na naszych oczach obracają się na dobre u ludzi, którzy próbują stosować Dwanaście Kroków. A skoro to właśnie nastąpiło w życiu całej rzeszy alkoholików, którzy zdrowieją w AA, to samo może stać się udziałem wielu innych ludzi.
Oczywiście, nikt w AA, nawet najlepsi z najlepszych, nie utrzymuje się stale na fali osiągnięć. I wcale nie musimy sięgnąć po pierwszy kieliszek, by wypaść z nurtu. Jesteśmy trzeźwi i zadowoleni z tego, co robimy w AA. W domu i w pracy wszystko idzie dobrze. Naturalnie gratulujemy sobie osiągnięć, które później okazują się bardzo powierzchowne. A wtedy na jakiś czas przestajemy się rozwijać, ponieważ dochodzimy do wygodnego wniosku, że my sami nie musimy stosować wszystkich Dwunastu Kroków. Nam wystarcza kilka, by sobie poradzić. Często są to być może tylko dwa kroki: Pierwszy i ta część Dwunastego, która zaleca, by „nieść posłanie”. W żargonie AA ten błogi stan znany jest jako „dwukrok”. Można w nim trwać latami.
Nawet ci z nas, którzy mają najlepsze intencje, mogą popaść w złudzenie „dwukroku”. Ale wcześniej czy później mija okres pierwszego entuzjazmu, rozpraszają się obłoki w których chętnie bujamy i powraca szara rzeczywistość. Ogarniają nas myśli, że AA niewiele nam daje. Wkrada się poczucie niepewności i zniechęcenia.
A wtedy zazwyczaj życie nagle ciska grom, po którym nie możemy się podnieść, a co dopiero zachować równowagę ducha. Nie otrzymujemy zasłużonego awansu w pracy albo w ogóle tracimy posadę. Czasem w domu wybucha gwałtowny konflikt, a kiedy indziej kończy się największa w życiu miłość. Ginie na wojnie syn, którego bezpieczeństwo powierzyliśmy opiece Bożej.
Co teraz? Czy my, alkoholicy w AA, uzyskaliśmy lub możemy uzyskać takie zasoby siły wewnętrznej, by sprostać nieszczęściom, które przecież spotykają bardzo wielu ludzi? Właśnie z takimi przeciwnościami losu nigdy dotąd nie dawaliśmy sobie rady. Czy teraz możemy, z pomocą Boga, jakkolwiek Go pojmujemy, stawić im czoło z odwagą równą tej, jaką wykazuje wielu naszych przyjaciół nie będących alkoholikami? Czy możemy obrócić nieszczęścia w zwycięstwa, a w cierpieniu znaleźć źródło rozwoju duchowego i pociechy dla siebie samych oraz dla otaczających nas ludzi? Na pewno tak, jeśli przejdziemy od „dwu kroku” do wszystkich Dwunastu Kroków, jeśli osiągniemy gotowość do przyjęcia łaski Bożej, która może podtrzymać nas i umocnić w każdym nieszczęściu.
W gruncie rzeczy mamy takie same troski i problemy jak inni ludzie. Z tym jednak, że wytrwali Anonimowi Alkoholicy, którzy szczerze próbują „stosować te zasady we wszystkich poczynaniach” wykazują, dzięki Bożej łasce, szczególną zdolność radzenia sobie z tymi problemami i przekształcania ich w dowody nieugiętej wiary. Spotykaliśmy członków AA cierpiących na przewlekłe, nieuleczalne choroby bez słowa skargi, a nawet bez utraty pogody ducha. Widzieliśmy rozbite na skutek nieporozumień, napięć lub zdrady małżeńskiej rodziny, które schodziły się z powrotem po wejściu na drogę życia AA.
Choć większość z nas posiada względnie dobre możliwości zarobkowe, niektórzy przeżywają chroniczne kłopoty pieniężne, a inni stoją w obliczu nagłego kryzysu finansowego. Zazwyczaj zachowujemy wobec tych niepomyślności odporność i wiarę.
Jak większość ludzi przekonaliśmy się, że potrafimy stawić czoło nieszczęściom. Ale także podobnie jak inni, nie jednokrotnie mamy większe trudności z uporaniem się z mniej dramatycznymi, codziennymi kłopotami życiowy mi. Naszym rozwiązaniem jest pogłębienie poziomu duchowego, jako jedynego środka, który może prowadzić do szczęśliwego i pożytecznego życia. A jednocześnie w miarę rozwoju duchowego zaczynamy zdawać sobie sprawę z potrzeby drastycznej zmiany stosunku do instynktów. Musimy powściągnąć i inaczej ukierunkować nasze przemożne pragnienia bezpieczeństwa emocjonalnego i materialnego, prestiżu i władzy, miłostek i zadowolenia w życiu rodzinnym. Przekonaliśmy się, że zaspokojenie instynktów nie może być jedynym celem i sensem życia. Umieścić instynkt na pierwszym planie to tak, jak postawić wóz przed koniem: pociągnie on nas do tyłu w rozczarowanie. Jeśli jednak na pierwszym miejscu postawimy rozwój duchowy, to wtedy i tylko wtedy, otworzą się przed nami ogromne możliwości.
Jeżeli po przystąpieniu do AA nie ustajemy w rozwoju, nasz stosunek do potrzeby bezpieczeństwa emocjonalnego i materialnego zaczyna ulegać głębokiej zmianie. Dążenie do poczucia bezpieczeństwa emocjonalnego, do stawiania na swoim, zawsze uniemożliwiało nam zgodne współżycie z ludźmi. Choć najczęściej byliśmy tego nieświadomi, rezultaty były zawsze takie same. Albo odgrywaliśmy rolę Pana Boga, próbując dominować nad bliskimi albo robiliśmy wszystko, aby utrzymać się w nadmiernej od nich zależności. Gdy ludzie, niczym dzieci, pozwalali nam na jakiś czas kierować ich życiem, dawało to nam poczucie ogromnego zadowolenia i wewnętrznego bezpieczeństwa. Ale kiedy w końcu buntowali się lub uciekali od nas, czuliśmy się zranieni i gorzko rozczarowani. Mieliśmy do nich o to pretensje, zrzucaliśmy też na nich całą winę, nie potrafiąc zrozumieć, że przyczyną ich buntu lub ucieczki były nierozsądne wymagania z naszej strony.
Równie niedobrze kończyły się stosunki z tymi, od których jak niemowlęta wymagaliśmy nieustannej opieki i ochrony, wychodząc z założenia, że należy nam się od świata troska o nasz dobrobyt. Powodowało to niejedno krotnie, że ci, których kochaliśmy najbardziej, odpychali nas lub całkowicie nas opuszczali. Rozczarowanie było trudne do zniesienia. Nie wyobrażaliśmy sobie, że mogą nam zrobić coś takiego. Nie potrafiliśmy dostrzec, że choć dorośli wiekiem, ciągle postępowaliśmy jak dzieci, usiłując narzucić wszystkim wokół – przyjaciołom, żonom, mężom i całemu światu rolę opiekuńczych rodziców. Nie chcieliśmy przyjąć do wiadomości twardej prawdy, że nadmierna zależność od innych zawsze kończy się niepowodzeniem, ponieważ nie ma ludzi o bezgranicznej wy trwałości i nawet najlepsi spośród bliskich czasem się od nas odwrócą, zwłaszcza wówczas, gdy wymagamy od nich zbyt wiele uwagi.
W miarę rozwoju duchowego otworzyły nam się oczy na istotę tych błędów. Stało się jasne, że warunkiem bezpieczeństwa uczuciowego w stosunkach z dorosłymi ludźmi jest zasada wzajemnego dawania i otrzymywania, że musimy wyrobić w sobie poczucie partnerstwa i braterstwa z otaczającymi nas ludźmi. Zrozumieliśmy, że będziemy musieli nieustannie dawać z siebie, nie licząc na odpłatę. Okazało się, że dzięki takiemu postępowaniu stopniowo zaczęliśmy przyciągać do siebie ludzi silniej niż kiedykolwiek przedtem. A jeśli nawet niektórzy nas zawiedli, potrafiliśmy ich zrozumieć i nie czuliśmy się zbyt głęboko urażeni.
Postępując dalej w rozwoju, zdaliśmy sobie sprawę, że najlepszym źródłem równowagi uczuciowej jest sam Bóg. Przekonaliśmy się, że zależność od Niego, od Jego doskonałej sprawiedliwości i miłosierdzia jest zależnością zdrową i sprawdza się, kiedy wszystko inne zawodzi. Znajdując prawdziwe oparcie w Bogu, nie odgrywamy Jego roli w stosunku do otoczenia, ani też nie mamy potrzeby, by całkowicie polegać na opiece i ochronie innych ludzi. Taka zmiana postawy przyniosła wielu z nas wewnętrzną siłę i spokój, których podstaw nie są w stanie podważyć wady innych ani żadne nie zawinione przez nas samych nieszczęścia.
Przekonaliśmy się również, że ten nowy stosunek do życia jest nam alkoholikom szczególnie potrzebny. Bo alkoholizm był samotną walką, nawet jeśli otaczali nas kochający ludzie. Kiedy jednak nasza samowola ode pchnęła od nas wszystkich i zostaliśmy całkiem osamotnieni, próbowaliśmy udawać grube ryby w podrzędnych knajpach, a później wałęsaliśmy się samotnie po ulicach, zdani na łaskę obcych przechodniów. Ale nadal usiłowaliśmy znaleźć poczucie bezpieczeństwa uczuciowego w dominacji nad innymi lub w zależności od nich. Nawet jeśli nałóg nie wyrzucił nas na bruk, też czuliśmy się samotni na świecie i bezskutecznie próbowaliśmy znaleźć zaczepienie w jakiejś niezdrowej formie dominacji lub zależności. Dla tych z nas, którzy przez to przeszli, AA ma szczególne znaczenie, ponieważ tu zaczynamy uczyć się właściwych stosunków z rozumiejącymi nas ludźmi i nie musimy już dłużej pozostawać samotni.
Większość zamężnych kobiet i żonatych mężczyzn W AA ma szczęśliwe życie rodzinne. W zadziwiającej liczbie przypadków AA przyczyniło się do wydźwignięcia okaleczonych rodzin z ruin spowodowanych latami nałogu. Ale podobnie jak wszyscy ludzie przeżywamy problemy seksualne i małżeńskie, niekiedy bardzo bolesne. Jednakże przypadki całkowitego rozbicia małżeństw lub separacji są W AA stosunkowo rzadkie. Naszą główną troską jest nie to, jak utrzymać związek małżeński, ale raczej, jak żyć szczęśliwiej w małżeństwie, unikając poważnych wypaczeń uczuciowych, które tak często były skutkiem alkoholizmu.
Niemal każdy zdrowy człowiek w jakimś momencie życia doświadcza przemożnego pragnienia, aby znaleźć partnera czy partnerkę odmiennej płci z zamiarem połączenia się w najpełniejszy z możliwych związek – duchowy, umysłowy, uczuciowy i fizyczny. Ludzkość zawdzięcza wiele wspaniałych osiągnięć temu potężnemu impulsowi, zdolnemu wyzwolić energię twórczą, często zmieniającą bieg naszego życia. Takimi stworzył nas Bóg. Warto więc zastanowić się, jak to się dzieje, że na skutek niewiedzy, braku pohamowania i samowoli nadużywamy tego daru na własną zgubę? My, Anonimowi Alkoholicy, nie twierdzi my wcale, że znaleźliśmy wyczerpujące i uniwersalne rozwiązanie tego starego jak świat dylematu. Ale doświadczenie podsunęło nam pewne rozwiązania pomocne dla nas.
Skutkiem choroby alkoholowej jest rozwój patologicznych sytuacji, coraz bardziej utrudniających istnienie małżeńskiego partnerstwa i zgodnego związku. Jeśli mąż jest dotknięty chorobą, żona musi stać się głową domu, a często także żywicielką rodziny. Kiedy sprawy przyjmują coraz gorszy obrót, mąż alkoholik staje się chorym i nieodpowiedzialnym dzieckiem, którym trzeba się stale opiekować oraz wyciągać z niekończących się tarapatów i wpadek. Stopniowo, nieraz bardzo powoli i zazwyczaj zupełnie nie świadomie, żona czuje się zmuszona być matką niesforne go chłopca. Jeśli do tego jest kobietą o silnym instynkcie macierzyńskim, tym gorzej. Naturalnie, w takich warunkach zanika wszelkie partnerstwo. Zona zazwyczaj stara się postępować jak najlepiej, ale alkoholik na przemian uwielbia tę macierzyńską opiekę i nienawidzi jej. W ten sposób powstaje model współżycia, którego odwrócenie może później wymagać ogromnego wysiłku. Niemniej jednak pod wpływem Dwunastu Kroków AA“ tego rodzaju stosunki często ulegają naprawie. Niekiedy jednak, gdy wypaczenia współżycia posunęły się bardzo daleko, proces naprawy wymaga długich, cierpliwych starań. Po przystąpieniu męża do AA, żona może być niezadowolona, a nawet urażona, że Anonimowym Alkoholikom udało się to, czego ona sama nie zdołała osiągnąć przez długie lata bezgranicznych poświęceń. Jej mąż, pochłonięty spotkaniami i nowy mi przyjaciółmi, może teraz nierozważnie przebywać poza domem jeszcze częściej niż wtedy, kiedy pił. Widząc jej niezadowolenie, zaleca jej Dwanaście Kroków i próbuje pouczać ją, jak żyć. Ona jest oczywiście przeświadczona, że przez całe lata dawała sobie o wiele lepiej radę ze sztuką życia niż on. Oboje czynią sobie nawzajem zarzuty i zastanawiają się czy ich małżeństwo kiedyś będzie znowu szczęśliwe. Niekiedy zaczynają nawet wątpić, czy w ogóle kiedykolwiek ich związek był udany.
Oczywiście czasem współżycie jest aż tak zrujnowane, że separacja jest nie unikniona. Są to jednak rzadkie przypadki. Alkoholik, zdając sobie sprawę ile wycierpiała jego żona i rozumiejąc, jak wielkie krzywdy on sam wyrządził jej i dzieciom, prawie zawsze chętnie podejmuje obowiązki rodzinne i stara się naprawić co może, godząc się z tym, czego nie może naprawić. Stara się zawsze stosować wszystkie Dwanaście Kroków w życiu rodzinnym, na ogół z dobrymi rezultatami. Zaczyna postępować stanowczo, ale zawsze z miłością, jak partner, nie jak nieznośny chłopiec. A przede wszystkim jest ostatecznie przekonany, że lekkomyślne romanse nie są dla niego odpowiednim stylem życia.
W AA znajduje się wiele osób w stanie wolnym, które myślą o małżeństwie i mają odpowiednie warunki, by ożenić się czy wyjść za mąż. Niektórzy znajdują przyszłych współmałżonków w AA. Czy są to udane związki? Najczęściej bardzo. Wspólne cierpienia jako alkoholików, wspólne zainteresowanie programem AA i sferą przeżyć duchowych, zazwyczaj umacniają takie związki. Pewne trudności mogą zaistnieć dopiero wówczas gdy „chłopiec spotyka dziewczynę w AA” i wybucha między nimi miłość od pierwszego wejrzenia. Przyszli partnerzy na resztę życia powinni być bowiem solidnie ugruntowani w AA i móc na tyle dobrze się poznać, by wiedzieć, że ich wzajemne dopasowanie na płaszczyźnie duchowej, umysłowej i uczuciowej jest faktem, a nie pobożnym życzeniem. Muszą być na tyle, na ile jest to możliwe, pewni że w każdym z nich nie kryje się jakaś głęboka skaza uczuciowa, która później, pod wpływem jakichś napięć, mogłaby się ujawnić i okaleczyć ich związek. Te sugestie są zresztą równie stosowne i ważne dla tych Anonimowych Alkoholików, którzy znajdują sobie współmałżonków poza AA. Prawdziwe zrozumienie i dojrzały stosunek do życia zawsze prowadzą do szczęśliwych rezultatów.
Co można powiedzieć o licznych członkach AA, którzy z różnych powodów nie mają rodzin? Niektórzy z nich, widząc tyle szczęścia rodzinnego wokół siebie, początkowo boleśnie odczuwają samotność i poczucie opuszczenia przez innych. Skoro sami nie mogą doświadczyć takiego szczęścia, to czy AA może dostarczyć im równie wartościowych i trwałych satysfakcji? Tak – o ile sami będą o to wytrwale zabiegać. Otoczeni grupą przyjaciół w AA, tak zwani samotnicy przestają czuć się samotni. Wspólnie z innymi ludźmi – zarówno kobietami jak i mężczyznami – mogą poświęcić się wielu nowym przedsięwzięciom, ludziom, twórczym projektom. Wolni od obowiązków małżeńskich, mogą uczestniczyć w przedsięwzięciach, na które ludzie obciążeni rodziną nie znaleźliby czasu i energii. Codziennie jesteśmy świadkami wielu aktów bezinteresownych poświęceń, które samotnym członkom AA przynoszą w nagrodę olbrzymią radość.
Równie drastycznym zmianom uległ nasz stosunek do pieniędzy i wartości materialnych. Z nielicznymi wyjątkami wszyscy byliśmy rozrzutni. Sypaliśmy pieniędzmi na wszystkie strony dla własnej przyjemności i żeby wywrzeć wrażenie na innych. W okresach picia zachowywaliśmy się jak gdyby nasze zasoby pieniężne były bez dna, choć w przerwach pomiędzy pijatykami wpadaliśmy w drugą skrajność, dusząc każdy grosz. Nie zdając sobie z tego sprawy, gromadziliśmy fundusze na kolejny wyskok. Pieniądze były symbolem wszystkich przyjemności i podstawą wysokiego mniemania o sobie. Kiedy głębiej pogrążyliśmy się w nałóg, posiadanie pieniędzy stało się już tylko naglącą koniecznością, gwarancją zdobycia kolejnej dawki alko holu i chwilowej ucieczki w zapomnienie.
Po przystąpieniu do AA postawy te uległy radykalnemu – czasem nawet zbytniemu – odwróceniu. Gdy dostrzegliśmy lata marnotrawstwa, wpadliśmy w panikę. Baliśmy się, że nigdy nie starczy nam czasu, aby odrobić te ogromne straty. Jakże sobie poradzić z tą masą długów, zdobyć przyzwoity dach nad głową, wykształcić dzieci, odłożyć coś na starość? Nie zależało nam już na popisywaniu się zamożnością, a jedynie na zdobyciu zabezpieczenia materialnego. Nawet po odzyskaniu dobrej pozycji zawodowej, nadal prześladowały nas te okropne lęki. Staliśmy się na powrót skąpcami i dusigroszami. Albo będziemy mieć zapewnione bezpieczeństwo materialne, albo… Zapominaliśmy, że zdolności zarobkowe większości alkoholików w AA są znacznie wyższe od przeciętnej. Zapominaliśmy o niespotykanej życzliwości przyjaciół z AA, gotowych w każdej chwili dopomóc nam w znalezieniu lepszej pracy, jeśli tylko na nią zasłużymy. Zapominaliśmy, że rzeczywista lub potencjalna niepewność materialna jest losem niemal wszystkich ludzi na świecie. A przede wszystkim zapominaliśmy o Bogu. W sprawach pieniężnych wierzyliśmy tylko w siebie, a i to nie za bardzo.
Wszystko to oczywiście znaczyło, że byliśmy wciąż jeszcze daleko od równowagi. Kiedy pracę traktowaliśmy wyłącznie jako źródło zarobku, a nie jako szansę pożytecznego działania, kiedy zdobywanie pieniędzy w celu zapewnienia sobie niezależności materialnej wydawało się ważniejsze niż oparcie w Bogu – w dalszym ciągu pozostawaliśmy ofiarami nie uzasadnionych lęków. A lęki tego rodzaju, uniemożliwiają jakąkolwiek spokojną i pożyteczną egzystencję i to niezależnie od stopy życiowej.
Ale z czasem przekonaliśmy się, że z pomocą Dwunastu Kroków AA możemy wyzbyć się tych lęków, bez względu na to, jak przedstawia się nasza sytuacja materialna. Mogliśmy teraz z radością wykonywać najskromniejsze nawet prace bez troski o jutro. Jeśli mieliśmy dobre warunki bytowe, przestawaliśmy drżeć ze strachu, czy nie zmienią się na gorsze, bo przecież znaliśmy już z własnego doświadczenia wartość „szczęścia w nieszczęściu”. Nasza sytuacja materialna traciła znaczenie, coraz ważniejszy stawał się nasz stan ducha. Pieniądze stopniowo zaczynały służyć nam, a nie my pieniądzom. Mogliśmy ich teraz używać, jako środka do okazywania innym ludziom uczuć i pomocy. Kiedy z Bożą pomocą pogodziliśmy się ze swoim losem, przekonaliśmy się, że możemy zawrzeć ze sobą pokój i powiedzieć innym, wciąż jeszcze przeżywającym tego rodzaju lęki, że oni także mogą je przezwyciężyć. Zrozumieliśmy, że wolność od lęku jest ważniejsza niż wolność od braków materialnych.
Zwróćmy teraz uwagę na poprawę naszych poglądów co do osobistej ważności, żądzy władzy, ambicji oraz zdolności przywódczych. Były to rafy, o które rozbił się niejeden pijany statek życiowy.
Prawie każdy chłopiec marzy, by zostać prezydentem USA. Chce być czołowym człowiekiem swego kraju. Gdy dorasta i nabiera bardziej realistycznego stosunku do życia, z pobłażliwym uśmiechem wspomina te dziecinne marzenia. Później przekonuje się, że prawdziwego szczęścia nie osiąga się w zabieganiu o czołowe pozycje ani w bez względnej walce o najwyższe stawki w postaci pieniędzy, miłosnych podbojów, władzy. Uczy się, że zadowolenie przynosi dobra gra tymi kartami, jakie rozdaje mu życie. Jest nadal ambitny, ale nie absurdalnie, ponieważ potrafi dostrzec i zaakceptować rzeczywistość. Dąży do osiągnięć na miarę własnych możliwości.
Inaczej jest z alkoholikiem. Na początku istnienia AA zespół wybitnych psychologów i lekarzy przeprowadził szeroko zakrojone badania dużej grupy ludzi mających, jak się wtedy mówiło, problem z piciem. Naukowcy nie próbo wali stwierdzić, co nas różni od siebie, chcieli przede wszystkim dowiedzieć się, czy i jakie cechy osobowości są wspólne dla całej badanej grupy alkoholików. Doszli ostatecznie do wniosków, które zaszokowały ówczesnych członków AA. Ci dostojni eksperci mieli czelność stwierdzić, że większość badanych alkoholików cechowała dziecinna niedojrzałość, drażliwość uczuciowa i skłonność do popisywania się.
Jakże oburzył nas ten werdykt! Nie mogliśmy przecież przyjąć do wiadomości, że nasze dorosłe projekty były w istocie dziecinnymi mrzonkami. Zważywszy, jaką twardą szkołę dało nam życie, nasza wrażliwość wydawała się nam zupełnie zrozumiała. Co się zaś tyczyło zarzutu samochwalstwa, twierdziliśmy, że kierowało nami wyłącz nie uzasadnione i wartościowe pragnienie, by zwyciężać w walce, jaką jest życie.
Z czasem jednak większość z nas przyznała naukowcom rację. Pogłębiliśmy bowiem wiedzę o nas samych i o ludziach wokół nas. Dostrzegliśmy, że zupełnie nieuzasadnione lęki i niepokoje podsycały w nas nieustanne dążenie do sławy, pieniędzy i czegoś, co uważaliśmy za przywództwo nad innymi. W ten sposób fałszywa duma stała się drugą stroną oszukańczej monety z napisem „strach”. Musieliśmy starać się być najlepsi tylko po to, by ukryć głęboki kompleks niższości. Przy każdym sporadycznym sukcesie fantazjowaliśmy o najwspanialszych podbojach, przy każdym niepowodzeniu gorzknieliśmy. Kiedy nie udawało nam się w ogóle zabłysnąć, stawaliśmy się coraz bar dziej przygnębieni i zamknięci w sobie. Wtedy ludzie mówili, że jesteśmy „z tych gorszych”. Teraz jednak wie my, że zawsze – w chwilach sukcesów i niepowodzeń – byliśmy w gruncie rzeczy tacy sami. Wszyscy byliśmy w głębi serca chorobliwie lękliwi. I właściwie nie miało znaczenia czy kryliśmy się na marginesie życia, pijąc do utraty pamięci, czy też szaleńczo i samowolnie rzucaliśmy się w wir przygód przerastających nasze siły i zdolności. Rezultat zawsze był taki sam – wszyscy byliśmy blisko od utonięcia w morzu alkoholu.
Ale dzisiaj naprawdę dojrzali Anonimowi Alkoholicy potrafią nakierować instynkty we właściwym kierunku i celu. Już nie usiłujemy dominować nad bliskimi ani nimi rządzić w celu zaspokojenia poczucia własnej ważności. Przestaliśmy gonić za sławą i zaszczytami, aby czuć się docenieni. Jeśli dzięki poświęceniom na rzecz rodziny, przyjaciół, pracy czy społeczeństwa bywamy otoczeni powszechną sympatią, a czasem wyznaczani na odpowiedzialne stanowiska i obdarzani zaufaniem – staramy się przyjmować to z pokorą i wdzięcznością i dawać z siebie jeszcze więcej w duchu miłości i służby. Dziś wiemy, że prawdziwe przywództwo polega na czynnym przykładzie, a nie na roztaczaniu pióropusza władzy i chwały.
Jeszcze cudowniejsze jest uczucie, że nie trzeba szczególnie się wyróżniać spośród innych, aby być pożyteczny i naprawdę szczęśliwy. Niewielu z nas może i nadal pragnie zostać słynnymi przywódcami. Pogodne poświęcenie dla innych, skrupulatnie wykonywane obowiązki, umiejętność pogodzenia się z kłopotami lub radzenia sobie z nimi z Bożą pomocą, przeświadczenie, że w domu i poza domem jesteśmy partnerami we wspólnym wysiłku, nie zachwiana świadomość, że w oczach Stwórcy wszystkie istoty ludzkie są jednakowo ważne, dowody na to, że dawana bez zastrzeżeń miłość zawsze zostaje w pełni odwzajemniona, pewność, że już przestaliśmy być odizolowani i samotni w stworzonym przez siebie więzieniu, świadomość, że nie musimy już dłużej tkwić na niewłaściwym miejscu, bo przecież mamy swoje własne miejsce w Boskim porządku rzeczy – oto trwałe i zasłużone radości uczciwego życia, których nie zastąpią żadne splendory ani góry dóbr materialnych. Prawdziwa ambicja jest czym innym niż sądziliśmy. Prawdziwą ambicją jest szczere pragnienie pożytecznego życia i pokornej wędrówki w promieniach łaski Bożej.
Dochodzimy już do końca tych skromnych rozważań na temat Dwunastu Kroków AA. Poruszyliśmy tu tak wiele problemów, że może się wydawać, iż AA zajmuje się głównie rozwiązywaniem dylematów i problemów. Jest to w pewnym stopniu prawda. Mówiliśmy o problemach, bo sami jesteśmy ludźmi z problemem, którzy znalazłszy sposób rozwiązania tego problemu, pragną podzielić się swą wiedzą z każdym, dla kogo może być ona użyteczna. A przecież tylko przez pogodzenie się z naszymi problemami i ich rozwiązanie możemy zacząć żyć w zgodzie z sobą, ze światem wokół nas i z Nim, który nam wszystkim przewodzi. Zrozumienie jest kluczem do właściwych zasad i postaw, a właściwe postępowanie jest kluczem do dobrego życia, toteż dlatego właśnie radość dobrego życia jest tematem Dwunastego Kroku.
Niech więc z każdym mijającym dniem w życiu, każdy z nas wczuwa się coraz lepiej w najgłębszy sens prostej modlitwy AA:
Boże, użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym czego nie mogę zmienić,
odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić
i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
* W zmienionej formie Kroki są również stosowane przez grupy rodzinne Al-Anon. Nie należąc do AA, światowa wspólnota Al-Anon skupia współmałżonków i przyjaciół alkoholików (zarówno tych, którzy należą do AA, jak i wciąż jeszcze pijących).