Refleksje na dzień 7 listopada

CODZIENNE REFLEKSJE

PUŚĆ TO I POZWÓL DZIAŁAĆ BOGU

… prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas oraz o siłę do jej spełnienia.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 96

Kiedy coś “puszczam i pozwalam działać Bogu”, to myślę jasno i mądrze. Nie roztrząsając w myślach jakiejś trudnej czy przykrej sprawy, szybko oddalam od siebie to, co sprawia mi ból i wywołuje poczucie dyskomfortu. Ponieważ niełatwo mi jest rozstać się z takimi kłopotliwymi czy niepokojącymi myślami i postawami, które są dla mnie przyczyną ogromnej udręki, w takich chwilach muszę pozwolić, aby Bóg – jakkolwiek Go pojmuję – wyzwolił je i “wypuścił na zewnątrz mnie”, a następnie samemu je “puścić” tu i teraz. Otrzymując pomoc od Boga, muszę przeżywać życie dzień po dniu i radzić sobie ze wszystkimi wyzwaniami, jakie napotykam na swojej drodze. Dopiero wtedy bowiem żyję życiem zwycięskim i pokonawszy alkohol, czerpię zadowolenie i przyjemność ze swojej trzeźwości.


JAK TO WIDZI BILL– s 311

Mówienie najgorszego

Przybierało to różne formy, lecz moim ulubionym motywem było zawsze stwierdzenie: „Ależ ja jestem okropny!” Tak jak pod wpływem pychy wyolbrzymiałem często swoje skromne osiągnięcia, podobnie w poczuciu winy demonizowałem swoje wady. Miotałem się na wszystkie strony, wyznając swoje braki komu popadło – każdemu, kto skłonny był słuchać. Wierzcie albo nie, ale to zakrojone na szeroką skalę obnażanie swoich grzechów uważałem za wielką pokorę z mojej strony – widziałem w tym wspaniałą zaletę ducha i pociechę!

Później jednak uświadomiłem sobie w głębi duszy że tak naprawdę wcale nie odczuwałem skruchy i żalu z powodu krzywd, jakie wyrządziłem kiedyś ludziom. Zdarzenia te były dla mnie zaledwie pretekstem do opowiadania barwnych historii i folgowania własnemu ekshibicjonizmowi wewnętrznemu. Moment, w którym zdałem sobie z tego sprawę, był dla mnie początkiem jakiej takiej pokory.

Grapevine, czerwiec 1961


DZIEŃ PO DNIU

Zadowalanie samych siebie
Wiele wad naszego charakteru wynika z chęci bycia akceptowanym na poziomie społecznym. Martwimy się o naszą popularność, perspektywy kariery, przyszłość finansową, reputację itd. Próbując zadowolić innych, wyolbrzymiamy nasze rzeczywiste możliwości, a nawet kłamiemy, by zaimponować innym.
Czasami zgadzamy się wyświadczać przysługi innym, choć tak naprawdę nie możemy lub nawet nie chcemy tego robić. Stajemy się urażeni, a inni mają do nas pretensje lub uważają nas za niewiarygodnych. Nie jesteśmy tu po to, by zadowalać ludzi dla samego zadowalania. Jesteśmy tu po to, by zadowolić naszą Siłę Wyższą. Sama świadomość tego sprawia, że wiele wad naszego charakteru zanika.

Czy wiem, że nie jest konieczne zadowalanie wszystkich przez cały czas?

Siło Wyższa, pokaż mi, jak zadowolić Ciebie i siebie i jak przestać martwić się o zadowalanie innych.
Postaram się dzisiaj zadowolić samego siebie poprzez . . .


SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH

Szczerość na początku
Uczciwość wobec samego siebie
Na naszym pierwszym spotkaniu AA powiedziano nam, że półśrodki nic nam nie dadzą. Potrzebne jest szczere pragnienie zaprzestania picia i poszukiwania nowego stylu życia.
Kontynuując program, uczymy się, że szczerość jest składnikiem sukcesu we wszystkim, co robimy. Dość często może się okazać, że coś nam się nie udaje tylko dlatego, że nie wkładamy w to serca.
Nie możemy zmusić się do szczerej postawy. Zamiast tego, odpowiedzią jest poznanie siebie na tyle dobrze, by wiedzieć, co czujemy do wszystkiego, co robimy.
Nauczymy się być ostrożni w podejmowaniu prób zrobienia czegoś, co nie leży nam na sercu. Być może robimy coś, czego nie lubimy, tylko dla uznania i pieniędzy, które nam to daje. Do prawdziwej szczerości potrzebujemy czegoś więcej, a prawdy programu pomogą nam to znaleźć.
Będę dziś świadomy szczerości, z jaką podchodzę do rzeczy, które staram się robić. Być może niektóre rzeczy będę musiał porzucić lub przynajmniej zmienić.


ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE

Mówienie prawdy jest dość trudne. – Thomas Wolfe.

Często boimy się powiedzieć prawdę. Zastanawiamy się: „Co się
się stanie? Czy będę miał kłopoty? Czy ktoś będzie na mnie zły?” Takie rzeczy mogą się zdarzyć. Ale mogą też wydarzyć się dobre rzeczy. Niekiedy chcemy kłamać.
Nie chcemy, by ktoś był na nas zły lub niezadowolony. Chcemy, by ludzie się od nas odczepili. Więc kłamiemy. I to wraca, by nas prześladować. Musimy wierzyć, że na dłuższą metę najlepiej będzie, jeśli powiemy prawdę. Nasz program mówi nam, że możemy pozostać trzeźwi, jeśli będziemy szczerzy. Mówienie prawdy wymaga wiary. Musimy mieć wiarę w program. Musimy być szczerzy. Od tego zależy nasza trzeźwość i nasze życie.

Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi pamiętać, że kiedy mówię prawdę, robię rzeczy po Twojemu.

Działanie na dziś: Zastanowię się nad tym, co dziś powiem. Będę tak szczery, jak tylko potrafię.


JĘZYK WYZWOLENIA

Związki
W każdej relacji z napotkanymi w życiu ludźmi ukryty jest dla nas dar.
Darem tym może być zachowanie, którego mamy się nauczyć: umiejętność oderwania się, poczucie własnej wartości, pewność siebie pozwalająca wyznaczyć granice czy zachowanie własnej siły wewnętrznej.
Niektóre związki przyśpieszają nasze zdrowienie – pomagają nam wyleczyć się z problemów związanych z przeszłością lub problemów, które pojawiły się obecnie.
Czasami okazuje się, że najwięcej uczymy się od ludzi, od których najmniej oczekiwaliśmy pomocy. Czasami związki uczą nas kochać samych siebie lub innych. Czasami uczą nas pozwalać innym na okazywanie nam miłości.
Czasami nie jesteśmy pewni, czego dotyczy dana lekcja, szczególnie, jeżeli jesteśmy w jej trakcie. Jednakże możemy być pewni, że w każdym doświadczeniu zawarta jest dla nas nauka i dar. Nie musimy tego kontrolować. Zrozumiemy, co musimy zrozumieć, kiedy przyjdzie na to czas. Możemy również być pewni, że dany dar jest dokładnie tym, czego w danej chwili nam potrzeba.

Dzisiaj będę wdzięczny za wszystkie moje relacje. Otworzę się na lekcję i dar, jakie niesie każda napotkana przeze mnie w życiu osoba. Uwierzę również, że ja jestem takim darem w życiu innych ludzi.


Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio


KROK JEDENASTY

„Dążyliśmy poprzez modlitwę i medytację do coraz doskonalszej więzi z Bogiem, jakkolwiek Go pojmujemy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas oraz o siłę do jej spełnienia”

MODLITWA i medytacja są dla nas najważniejszymi środkami świadomej więzi z Bogiem.
My, Anonimowi Alkoholicy, jesteśmy ludźmi czynu – czerpiemy zadowolenie, zazwyczaj po raz pierwszy w życiu, z rozwiązywania codziennych problemów, nie szczędzimy też czasu i wysiłku, aby pomóc innym alkoholikom. Nic więc dziwnego, że często lekceważymy poważną medytację i modlitwę jako coś, co w gruncie rzeczy nie jest konieczne. Owszem, przyznajemy, że w krytycznych sytuacjach modlitwa może nam pomóc, ale z początku wielu z nas uznaje ją za dość tajemniczą praktykę osób duchownych, która dla nas może mieć co najwyżej drugo rzędne znaczenie. A niektórzy z nas w ogóle w te modły i medytacje nie wierzą.

Dla części nowicjuszy, a także dla tych agnostyków, którzy wciąż jeszcze traktują grupę AA jako swoją Siłę Wyższą, nawet najbardziej logiczne i poparte doświadczeniem argumenty na rzecz skuteczności modlitwy mogą być nie przekonujące lub nie do przyjęcia. Ci spośród nas, którzy niegdyś odczuwali podobnie, doskonale to rozumieją. Dobrze pamiętamy własny bunt przeciwko padaniu na klęczki przed jakimkolwiek Bogiem. Wielu z nas miało niezbite argumenty logiczne na „dowód” nieistnienia Boga.
Jak wytłumaczyć wszystkie katastrofy, choroby, okrucieństwa i niesprawiedliwości na świecie? Tragedie życiowe z powodu wrodzonych wad lub niezawinionych kolei losu? Skoro w otaczającej nas rzeczywistości nie ma miejsca na sprawiedliwość, nie ma więc i Boga.

Czasami rozumowaliśmy nieco bardziej okrężnie. Zgoda, mówiliśmy sobie, najpierw była kura, a potem jajko. Bez wątpienia Wszechświat miał jakąś „przyczynę”’, być może Boga Atomu, na przemian gorącego i zimnego. Ale nigdy przecież nie było dowodów na istnienie Boga, który rozumiałby ludzi i troszczył się o nich. Owszem, byliśmy pełni uznania wobec AA i bez wahania przyznaliśmy, że AA dokonuje cudów. Ale wzbranialiśmy się przed medytacją i modli twą, tak jak uczony przed eksperymentem, który mógłby obalić drogą mu teorię. Ale w końcu zaryzykowaliśmy eksperyment, a kiedy uzyskaliśmy nieoczekiwane wyniki zaczęliśmy inaczej odczuwać i przekonaliśmy się. Modlitwa i medytacja stały się nam potrzebne. Później spostrzegliśmy, że to samo może się zdarzyć każdemu, kto tylko spróbuje. Jak ktoś kiedyś mądrze powiedział: „Z modlitwy wyśmiewają się niemal wyłącznie ci, którzy nigdy tak naprawdę jej nie próbowali”.

Ludziom, którzy praktykują ją, modlitwa jest równie potrzebna jak powietrze, słońce i pokarm. I to z tych samych powodów. Kiedy odmawiamy sobie powietrza, słońca czy jedzenia, cierpi nasze ciało. Kiedy zaś odwracamy się od modlitwy i medytacji, w identyczny sposób pozbawiamy umysł, uczucia oraz intuicję żywotnie potrzebnego im pokarmu. Jak ciało upada na siłach z braku pożywienia – tak samo dusza. Wszyscy potrzebujemy światła Bożego, pokarmu z Jego siły i czystej atmosfery Jego łaski. W zadziwiającej mierze to, co się dzieje w AA, potwierdza tę odwieczną prawdę.

Istnieje bezpośredni związek między badaniem samego siebie, medytacją i modlitwą. Przynoszą one ulgę i pożytek, nawet jeśli są praktykowane niezależnie od siebie.
Kiedy jednak są logicznie powiązane i splecione ze sobą tworzą niezachwiany fundament życia. Chwilami pozwalają nam odczuć ostateczną rzeczywistość Królestwa Bożego. Dają nam kojącą i umacniającą świadomość, że także i na tym świecie nasz los będzie bezpieczny, dopóki będziemy się starali, choćby nawet niedoskonale, poznać wolę Stwórcy i spełniać ją.

Jak już przekonaliśmy się, baczne przyglądanie się sobie pozwala nam wykorzystać nową wizję samych siebie, podyktowane tym spojrzeniem czyny oraz spokój w celu zrównoważenia mrocznej, negatywnej strony osobowości. Jest to krok w stronę takiej pokory, która pozwala nam na przyjęcie Bożej pomocy. Ale to tylko pierwszy krok. Będziemy chcieli pójść dalej.

Będziemy chcieli, by dobro, które jest w nas wszystkich, nawet najgorszych, mogło się rozwijać i kwitnąć. Z pewnością będziemy do tego potrzebować orzeźwiającego powietrza i dużo zdrowego pokarmu. Ale nade wszystko będzie my potrzebować światła słonecznego, bo przecież w ciemności nic nie urośnie. Medytacja jest naszym krokiem ku słońcu. Jak więc mamy medytować?

Istnieje oczywiście ogromna tradycja modlitwy i medytacji, ciągnąca się przez stulecia. Biblioteki i domy modlitwy mogą dostarczyć poszukującym wypróbowanych, bezcennych wzorów. Można się spodziewać, że każdy AA związany z jakąś religią czy wyznaniem, które kładą nacisk na medytację, podejmie tę praktykę z większą niż dawniej żarliwością. Co jednak mają zrobić ci, którzy nie wiedzą nawet od czego zacząć?

Zacznijmy więc teraz. Na początek przyjrzyjmy się jakiejś jednej modlitwie. Nie musimy daleko szukać, bo przecież wielcy ludzie różnych wyznań pozostawili ogromny wybór. Zatrzymajmy się teraz na jednej z klasycznych modlitw.

Jej autor już od kilkuset lat jest uznawany za świętego. Nie powinno to nas uprzedzić lub odstraszyć, bo choć nie był on alkoholikiem, święty ten podobnie jak my przeszedł przez emocjonalne piekło. A kiedy już przezwyciężył cierpienie, w tej oto modlitwie wyraził to co przeżył, co odczuwał i jakim sam pragnął się stać:

Panie, uczyń ze mnie narzędzie Twojego pokoju, ażebym niósł miłość tam, gdzie panuje nienawiść; wybaczenie tam, gdzie panuje krzywda; jedność tam, gdzie panuje niezgoda; prawdę tam, gdzie panuje mylny osąd; wiarę tam, gdzie panuje zwątpienie; nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz; światło tam, gdzie panuje mrok; radość tam, gdzie panuje smutek. Spraw, abym zamiast szukać pociechy, pociechą wspierał; zamiast szukać zrozumienia, zrozumienie okazy wał; zamiast szukać miłości, miłość ofiarowywał. Albo wiem dając – otrzymujemy; wybaczając – zyskujemy prze baczenie; a umierając – rodzimy się do życia wiecznego.

Będąc nowicjuszami w medytacji, przeczytajmy teraz kilkakrotnie tę modlitwę, bardzo powoli, zatrzymując się nad każdym słowem i wchłaniając głęboko znaczenie każdej frazy i myśli. Postarajmy się pozbyć wszelkiego oporu, wobec tego, co mówi nasz przyjaciel. Bo w medytacji nie ma miejsca na spór. Spokojnie obcujemy z myślami kogoś, kto wie, abyśmy także i my mogli doświadczyć i poznać.

Jak gdyby leżąc na skąpanej słońcem plaży, zrelaksujmy się i oddychajmy głęboko duchową atmosferą tej przepełnionej łagodną mądrością modlitwy. Zapragnijmy uczestniczyć w niesionych przez te wspaniałe słowa mocy duchowej, pięknie i miłości, niechaj dodadzą nam sił i podniosą na duchu A teraz zwróćmy wzrok ku morzu, w zamyśleniu nad jego tajemniczością, i dalej, aż po horyzont, za którym będziemy poszukiwać wszystkich nie znanych jeszcze cudów.

„Wolnego! – powie ktoś – to jakieś bezsensowne bzdury.”
Na taką myśl możemy sobie przypomnieć z pewnym żalem, ileż to wyobrażeń zużyliśmy na puste marzenia, kiedy patrzyliśmy na rzeczywistość przez szkło butelki. Czy nie lubowaliśmy się w bujaniu w obłokach? A teraz, już trzeźwi, czyż nie robimy często tego samego? Więc może naszym problemem nie była wyobraźnia, lecz niemal kompletna niezdolność do skierowania wyobraźni ku właściwym celom. Nie ma przecież nic złego w konstruktywnej wyobraźni, na niej opierają się wszystkie prawdziwe osiągnięcia. Nikt nie może zbudować domu, jeśli uprzednio go sobie nie wyobrazi. Podobnie jest z medytacją – pomaga nam stworzyć wizję duchowych celów, zanim zaczniemy ku nim zmierzać. Wróćmy więc na tę słoneczną plażę albo, jeśli ktoś woli, na łąkę lub w góry.

A kiedy takim prostym sposobem osiągniemy nastrój, w którym możemy bez przeszkód puścić wodze konstruktywnej wyobraźni, spróbujmy postąpić według następującej sugestii:

Raz jeszcze przeczytajmy naszą modlitwę, usiłując wniknąć w jej najgłębszą treść. Pomyślmy teraz o człowieku, który ją po raz pierwszy odmówił. Przede wszystkim chciał stać się „narzędziem”. Potem poprosił o dar niesienia każdemu napotkanemu człowiekowi miłości, przebaczenia, harmonii, prawdy, wiary, nadziei, światła i radości. Następnie wyraził swoje własne pragnienia i nadzieje. Miał nadzieję, że z Bożą pomocą także i on uzyska niektóre z tych skarbów. Będzie do tego dążył poprzez, jak to określił, zapomnienie o sobie. Co przez to rozumiał i jak zamierzał to osiągnąć? Sądził, że lepiej jest pocieszać niż być pocieszany, lepiej rozumieć niż być rozumiany, lepiej wybaczać niż otrzymywać wybaczenie.

To wszystko może stanowić początek tego, co bywa określane mianem medytacji; pierwszą próbę wprowadzenia się w stan będący swego rodzaju rekonesansem duchowej sfery człowieka. Po tym powinniśmy dobrze zastano wić się, w jakim miejscu znajdujemy się obecnie i wybiec myślą ku zmianom, jakie mogą zajść w naszym życiu, jeśli moglibyśmy zbliżyć się do ideału, który staraliśmy się sobie wyobrazić. Medytacje nie zna ograniczeń, nie wymaga początku ani końca, zawsze może rozwijać się dalej. I chociaż możemy korzystać z dostępnych nam wskazówek i przykładów, medytacja ze swej natury jest indywidualną przygodą, podczas której każdy z nas wyznacza własne ścieżki i własne widnokręgi. Ale jej cel jest zawsze jednakowy: doskonalenie świadomej więzi z Bogiem, z jego łaską, mądrością i miłością. Pamiętajmy też zawsze o praktycznym znaczeniu medytacji. Dzięki niej możemy rozszerzać i pogłębiać więź łączącą nas z Bogiem, jakkolwiek go pojmujemy.

Przejdźmy teraz do modlitwy. Modlitwa jest wzniesieniem serca i umysłu ku Bogu, i w tym sensie zawiera W sobie także medytację. Jak się modlić? Jak połączyć modlitwę z medytacją? W potocznym rozumieniu modlitwa jest prośbą do Boga. Otworzywszy się ku Bogu najlepiej jak możemy, próbujemy prosić o to, co jest nam i innym najbardziej potrzebne. Sądzimy, że wszystkie tego rodzaju potrze by są dobrze określone w tym fragmencie Jedenastego Kroku, który mówi o „poznaniu Jego woli wobec nas” oraz 0,sile do jej spełnienia”. Taka prośba znajduje zastosowanie o każdej porze dnia i nocy.

Rano myślimy o mających nadejść godzinach. Czasem o czekającej nas pracy i stwarzanych przez nią okazjach, aby być pomocnym i pożytecznym, a czasem o problemach, jakich może nam przysporzyć. Nie wykluczone, że dziś nadal będą się ciągnąć poważne i niezałatwione sprawy z poprzedniego dnia. Odruchowo chcemy prosić o konkretne rozwiązania konkretnych problemów oraz możliwość dopomagania innym dokładnie w taki sposób, jaki sami uważamy za najlepszy. Tylko że wtedy prosimy Boga o spełnienie naszej woli. Toteż powinniśmy uważniej zastanowić się nad rzeczywistym znaczeniem takiej prośby. Ale nawet wtedy, po przedłożeniu każdej konkretnej proś by, nie zapomnijmy dodać: „Jeśli taka jest Twoja wola”. Prosimy po prostu, aby w ciągu całego dnia Bóg pozwolił nam jak najlepiej rozumieć jego wolę dla nas na ten dzień i aby obdarzył nas łaską, dzięki której będziemy mogli tę wolę wypełniać.

W ciągu dnia, ilekroć musimy sprostać trudnej sytuacji lub podjąć decyzję, ponawiamy tę prostą prośbę: „Bądź wola Twoja, nie moja”. Jeśli w takich chwilach ulegamy silnemu wzburzeniu emocjonalnemu, na pewno uspokoi nas przypomnienie sobie i powtórzenie w myśli jakiejś konkretnej modlitwy czy fragmentu medytacji, który szczególnie do nas przemówił. Dzięki samemu powtórzeniu modlitwy opuści nas gniew, strach, rozczarowanie, uczucie nieporozumienia. Będziemy mogli zwrócić się o najpewniejszą ze wszystkich pomoc, jaką jest poznanie woli Bożej, nie własnej, w chwilach niepokoju. Jeśli w tych trudnych chwilach przypomnimy sobie, że „lepiej jest pocieszać niż być pocieszany, rozumieć niż być rozumiany, kochać niż być kochany” – wypełniamy intencję Jedenastego Kroku.

W tym miejscu ktoś może zadać zupełnie zrozumiałe pytanie: Dlaczego nie zwrócić się bezpośrednio do Boga z naszym zmartwieniem i w modlitwie zapewnić sobie jednoznaczną odpowiedź na nasze problemy?

Jest to możliwe, ale ryzykowne. Spotkaliśmy Anonimowych Alkoholików, którzy z zupełną szczerością i wiarą prosili Boga o konkretne rady w najróżniejszych kwestiach – od dramatycznego kryzysu rodzinnego czy finansowego do kłopotów z jakąś drobną wadą charakteru, na przykład spóźnialstwem. Bardzo często jednak odpowiedzi, które wydają się pochodzić od Boga, w rzeczywistości są nieświadomą racjonalizacją naszych własnych pragnień. Każdy człowiek, nie tylko Anonimowy Alkoholik, który próbuje sztywno kierować swoim życiem przez tego rodzaju modlitwy, czyli przez powoływanie się na głos Boga na każde swoje żądanie, jest bardzo trudną osobą. Na wszelkie wątpliwości co do jego postępowania zawsze odpowiada, że we wszystkich sprawach – wielkich i małych – kieruje się uzyskanym dzięki modlitwie przewodnictwem. Nie przychodzi mu na myśl, że jego własne pobożne życzenia i ludzka skłonność do racjonalizacji mogły wypaczyć to, co uważa za przewodnictwo. W najlepszej wierze stara się narzucić swoją wolę w każdej sytuacji, żywiąc wygodne przekonanie, że postępuje według szczególnych wskazówek Boga. Mając takie złudzenie, mimowolnie może spowodować wiele zmartwień.

Grozi nam jeszcze jedna podobna pokusa. Czasem wydaje nam się, że wiemy, jaka jest wola Boga wobec innych ludzi. Mówimy sobie: „Ten powinien wyzdrowieć z beznadziejnej choroby” albo: „Tej należy się ulga w cierpieniach emocjonalnych”. Modlimy się o spełnienie tych konkretnych próśb. Takie modlitwy są oczywiście z gruntu dobrymi uczynkami, ale często opierają się na założeniu, że my sami znamy wolę Boga wobec osoby, za którą się modlimy. Oznacza to, że szczerej modlitwie towarzyszy pewna doza próżności i zbytniej pewności siebie. Doświadczenie AA uczy nas, że szczególnie w tych przypadkach powinniśmy modlić się o wypełnienie woli Bożej, jakakolwiek ona jest, wobec innych, tak samo jak wobec nas samych.

W AA przekonaliśmy się, że pożytki modlitwy nie mogą budzić wątpliwości. Pożytki te obejmują zarówno wiedzę, jak i doświadczenie. Ci, którzy wytrwali w modlitwie, zdobyli siłę znacznie przewyższającą ich własną oraz mądrość ponad miarę ich naturalnych zdolności. A także coraz większy spokój umysłu, pozwalający zdecydowanie stawić czoło najtrudniejszym problemom.

Przekonujemy się, że otrzymujemy tym więcej wskazówek, im mniej narzucamy się Bogu z prośbami o spełnienie życzeń na obstalunek i na określonych przez nas warunkach. Niemal każdy doświadczony uczestnik AA może poświadczyć, że gdy próbował udoskonalić świadomą więź z Bogiem, wszystkie jego sprawy nieoczekiwanie przyjęły znaczący obrót na lepsze. Doda zarazem, że każdy okres żałoby czy bólu, kiedy ręka Boska wydawała się zbyt cięż ka, a nawet niesprawiedliwa, okazywał się nową lekcją życiową, odkrywał w nim nowe źródła odwagi i w końcu, nieodwołalnie prowadził do wniosku, że Bóg istotnie „W tajemniczy sposób czyni cuda”.

Wszystko to powinno znacznie podnieść na duchu ludzi, którzy stronią od modlitwy, ponieważ nie wierzą w jej skuteczność, albo czują się odcięci od Bożej pomocy i przewodnictwa. Wszyscy z nas, bez wyjątku, przeżywają okresy, kiedy możemy się modlić jedynie z największym wysiłkiem woli. Bywa i gorzej, kiedy ogarnia nas tak silne uczucie buntu, że słowa modlitwy nie chcą nam przejść przez gardło. W takich przypadkach nie powinniśmy mieć sobie tego za złe, a po prostu przeczekać niedobry moment i powrócić do modlitwy, kiedy tylko będzie to możliwe, świadomi, że znów znaleźliśmy się na dobrej drodze.

Być może jedną z największych nagród płynących z medytacji i modlitwy jest poczucie przynależności, które staje się naszym udziałem. Nie jesteśmy już dłużej otoczeni wrogim światem. Nie jesteśmy już zagubieni, przerażeni, udręczeni bezcelowością życia. Od momentu, kiedy uda nam się uchwycić choćby jeden promyk Bożej woli, od momentu, kiedy zaczynamy dostrzegać prawdę, sprawiedliwość i miłość jako realne i odwieczne wartości w życiu przestajemy popadać w głębokie przygnębienie w obliczu przejawów zła, od którego żadne ludzkie sprawy nie są wolne. Wiemy, że czuwa nad nami miłosierdzie Boga. Wiemy, że zwracając się pod Jego opiekę, możemy oczekiwać wybawienia od złego, teraz i w życiu wiecznym.