CODZIENNE REFLEKSJE
KORZEŃ WSPÓLNOTY AA
Zasada, że nie zdobędziemy wytrwałej siły, jeśli już na samym początku nie uznamy się za całkowicie pokonanych, jest korzeniem, z którego wyrasta i rozwija się cała nasza Wspólnota.
12 Kroków i 12 Tradycji, str. 24
Pokonany – i świadom swojej klęski – stanąłem w progu AA; czułem się osamotniony i byłem pełen lęku przed nieznanym. Jakaś siła pochodząca z zewnątrz podniosła mnie z łóżka, doprowadziła do książki telefonicznej, następnie na przystanek autobusowy i wreszcie pod drzwi Anonimowych Alkoholików. Gdy znalazłem się w środku, doznałem uczucia miłości i akceptacji – czyli czegoś, czego nie czułem od czasów wczesnego dzieciństwa. Oby nigdy nie opuściło mnie to poczucie cudu, którego doświadczyłem tamtego pierwszego wieczoru na mityngu – było to bowiem najwspanialsze wydarzenie w moim życiu.
„JAK TO WIDZI BILL – s 291
Ból – uśmierzyć czy uleczyć?
Sądzę, że gdy ulegaliśmy nałogowi, to piliśmy najczęściej po to, aby nie odczuwać takiego lub innego bólu – fizycznego, emocjonalnego, psychicznego. Oczywiście każdy ma swój próg odporności, i myślę, że ty właśnie go osiągnąłeś – stąd pomysł, by raz jeszcze poszukać ratunku w alkoholu.
Na twoim miejscu, nie zadręczałbym się z tego powodu druzgocącym poczuciem winy; z drugiej wszakże strony, doświadczenie to powinno umocnić cię w przekonaniu, że alkohol nie jest w stanie trwale uleczyć twego bólu — może go tylko chwilowo uśmierzyć.
W każdej historii Anonimowego Alkoholika ból był ceną wstępu do nowego życia. Ale nagroda za tę cenę przerastała najśmielsze oczekiwania. Była nią pewna doza pokory, która wkrótce okazała się najlepszym lekarstwem na ból. Zaczynaliśmy coraz mniej bać się bólu i coraz bardziej pragnąć pokory.
1. List, 1959
2. Dwanaście na Dwanaście, strona 75
DZIEŃ PO DNIU
Stawanie się rozsądnym
Bycie niewdzięcznym i użalanie się nad sobą jest wielkim autodestruktorem. Często czujemy, że znamy wszystkie powody, dla których powinniśmy być wdzięczni i nie użalać się nad sobą, ale nie wiemy, jak rozsądnie podchodzić do naszych uczuć. Rozsądek nie jest mocną stroną osób uzależnionych.
Dość często okazuje się, że musimy modlić się o rozsądek, a następnie po prostu trzymać się programu i wspólnoty, gdy ogarnia nas niewdzięczność.
Czy jestem bardziej rozsądną osobą niż wcześniej?
Siło Wyższa, nawet jeśli znam wszystkie powody, nie zawsze jestem rozsądny. Pomóż mi stać się bardziej rozsądnym.
Dzisiaj postaram się być rozsądny w stosunku do …
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Ta sama sytuacja… w kółko – wzrost w dojrzałości.
Nasze doświadczenia z piciem powinny nauczyć nas, że będziemy powtarzać stare destrukcyjne zachowania, dopóki nie zmienimy naszego nastawienia.
W trzeźwości możemy pójść o krok dalej i zastosować tę ideę w innych obszarach. Jeśli na przykład mamy problemy z innymi ludźmi, powinniśmy zapytać, co takiego robimy, że doprowadzamy do nieprzyjemnych sytuacji.
Nie oznacza to, że jesteśmy odpowiedzialni za wszystko, co idzie nie tak, ale sami otrzymujemy wiadomość, jeśli ciągle napotykamy ten sam problem w różnych formach. Niektórzy ludzie, na przykład, wielokrotnie angażują się w złe relacje lub pracują dla nieuczciwych szefów.
Tak jak zmiana nastawienia pomogła nam wyjść z problemu alkoholowego, tak samo nowe nastawienie może uchronić nas przed powtarzaniem innych destrukcyjnych sytuacji.
Będę dziś zwracał uwagę na wszelkie oznaki tendencji do „przyciągania” kłopotów. To prawda, że mogę mieć pecha, ale nie muszę go sam na siebie sprowadzać.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Mądry człowiek zmienia zdanie, głupi nigdy go nie zmieni – przysłowie z XVII w.
My, uzależnieni, zazwyczaj byliśmy uparci. Kiedy już mieliśmy jakiś pomysł w głowie, nie zmienialiśmy go.
Nie słuchaliśmy pomysłów innych. Zdawaliśmy się mówić: „Nie mów mi o faktach. Ja już podjąłem decyzję”.
Ale ostatnio niektóre nowe pomysły nabierają dla nas sensu. Zaczynamy zmieniać zdanie. Może mimo wszystko jesteśmy dobrymi ludźmi. Może zasługujemy na szczęście. Może inni ludzie mogą nam pomóc. Może nasza Siła Wyższa wie najlepiej.
Nie zachowujemy się już jak głupcy. Uczymy się zmieniać nasze stare poglądy.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, kiedy usłyszę lepszy pomysł, pomóż mi zmienić zdanie.
Działanie na dziś: Kiedy usłyszę lub przeczytam dziś nowy pomysł, naprawdę się nad nim zastanowię. Jeśli będzie pasował, wypróbuję go.
JĘZYK WYZWOLENIA
Nasze zalety
Kim są współuzależnieni? Odpowiedź jest prosta. To jedni z najbardziej kochających i troskliwych ludzi, jakich znam. – Ponad współuzależnieniem
Nie musimy ograniczać listy naszych cech do tych negatywnych. Skupianie się na tym co złe jest kluczowym problemem współuzależnienia. Uczciwie, odważnie zadaj sobie pytanie: „Co jest we mnie dobre? Jakie są moje zalety?”. „Czy jestem kochającą, troskliwą, współczującą osobą?”. Być może zaniedbaliśmy miłość do siebie samych, kochając innych, ale opiekuńczość jest zdecydowaną zaletą. „Czy jest coś, w czym celuję?”. „Czy jest we mnie silna wiara?”. „Czy inni mogą na mnie liczyć?”. „Czy jestem dobrym członkiem zespołu lub jego liderem?”. „Czy mam łatwość wysławiania się, czy wyrażania swoich emocji?”. „Czy mam poczucie humoru?”. „Czy ludzie na mój widok rozpromieniają się?”. „Czy jestem dobrym powiernikiem?”. „Czy potrafię docenić w kimś nawet najdrobniejszy szczegół?”. Czy widzę w ludziach to, co w nich najlepsze?”
To są zalety charakteru. Być może posunęliśmy je do ekstremum, ale to nic. W tej chwili pracujemy nad osiągnięciem wyważenia.
Zdrowienie nie polega na pozbyciu się naszej osobowości. Celem zdrowienia jest zmiana, akceptacja, przepracowanie i transformowanie naszych negatywnych cech i rozbudowywanie pozytywnych. Wszyscy mamy jakieś zalety; wystarczy tylko skupić się na nich, udzielić im siły i wyeksponować.
Współuzależnieni należą do najbardziej kochających, wspaniałomyślnych ludzi na świecie. W tej właśnie chwili uczymy się, jak udzielić trochę z tej troski i opiekuńczości samym sobie.
Dzisiaj skupię się na swoich dobrych cechach. Dam samemu sobie trochę z tej troskliwości, której udzielałem całemu światu.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
TRADYCJA DZIESIĄTA
„Anonimowi Alkoholicy nie zajmują stanowiska wobec problemów spoza ich wspólnoty, ażeby imię AA nie zostało nigdy uwikłane w publiczne polemiki”
Od początku istnienia Anonimowych Alkoholików naszej wspólnoty nigdy nie podzielił jakiś poważniejszy spór. Nigdy też AA nie zajmowało stanowiska w jakichkolwiek publicznych kontrowersjach w wojującym świecie. Nie jest to jednak naszą zasługą. Można powiedzieć, że to niemal nasza wrodzona cecha, bo jak powiedział niedawno jeden z weteranów AA: „Nigdy nie zdarzyło mi się słyszeć w AA zażartych sporów na tematy religijne, polityczne czy prawne. Skoro więc nie kłócimy się o to prywatnie, możemy mieć pewność, że nie będziemy tego robić publicznie.”
Jakby prowadzeni jakimś głębokim przeczuciem, od zarania AA wiedzieliśmy, że nigdy, także wówczas, gdy bylibyśmy sprowokowani, nie możemy zajmować stanowiska w żadnym publicznym sporze, nawet w najsłuszniejszej sprawie. Historia ludzkości składa się z opisów zmagań narodów i społeczeństw, które w końcu upadły w wyniku wyniszczających sporów. Inne upadły dlatego, że usiłowały narzucić reszcie ludzkości swą własną receptę na szczęście. W naszych czasach widzieliśmy miliony ofiar wojen ekonomicznych i politycznych, często wywoływanych pod wpływem różnic rasowych czy religijnych. Zagraża nam bezpośrednio kolejna zagłada w imię różnych koncepcji ustrojowych i odmiennych zasad podziału bogactw naturalnych oraz owoców ludzkiej pracy. Oto klimat duchowy, w jakim AA się narodziło i pomimo którego, dzięki łasce Bożej, się rozwija.
Raz jeszcze podkreślmy, że naszej niechęci do spierania się ze sobą ani z kimkolwiek innym nie należy uważać za jakąś wyjątkową cnotę uprawniającą nas, aby patrzeć na innych z góry. Nie znaczy to również, że członkowie AA przywróceni obecnie społeczeństwu będą uchylać się od indywidualnego obowiązku, by zajmować takie stanowisko w sprawach dzisiejszego świata, jakie każdy z nas uważa za słuszne. Gdy jednak w grę wchodzi AA jako całość, sprawa wygląda zupełnie inaczej. Nie wdajemy się w żadne publiczne spory, bo wiemy, że wtedy wspólnota by się rozpadła. Uznajemy trwałość i rozprzestrzenianie się AA za coś bez porównania ważniejszego niż poparcie, jakiego moglibyśmy zbiorowo udzielić jakiejkolwiek innej sprawie. Ponieważ zdrowienie z alkoholizmu jest dla nas równoznaczne z przeżyciem, musimy utrzymywać w jak naj lepszym stanie to, co umożliwia nam przetrwanie.
Może brzmieć to tak, jak gdyby alkoholicy w AA nagle zostali opanowani powszechną łagodnością i stali się wielką, szczęśliwą rodziną. Oczywiście, tak wcale nie jest. Jako ludzie jesteśmy z natury kłótliwi. Zanim trochę uładziliśmy się, AA sprawiało wrażenie totalnego skłócenia, zwłaszcza dla kogoś z zewnątrz. Dyrektor korporacji, który rano zdecydował o wydatkowaniu stu tysięcy dolarów, wieczorem na spotkaniu organizacyjnym AA robi karczemną awanturę o przeznaczenie dwudziestu pięciu dolarów na niezbędne znaczki pocztowe. Zrażona czyjąś próbą uzyskania władzy w grupie połowa członków gniewnie się odłączyła, tworząc inną grupę lepiej odpowiadającą ich wyobrażeniom. Starszyzna grupowa bywała, niczym faryzeusze, chwilowo nadąsana. Zaciekle atakowano ludzi podejrzanych o nieczyste motywy przynależności do AA. Ale mimo całego hałasu, nasze małostkowe spory nigdy nie wyrządziły AA nawet najmniejszej szkody. Były one chlebem i solą uczenia się, jak razem pracować i współżyć. Warto też wspomnieć, że przedmiotem tych sporów niemal zawsze było to, jak usprawnić AA, by jak najlepiej pomagać możliwie naj większej liczbie alkoholików.
Towarzystwo imienia Waszyngtona – ruch alkoholików zainicjowany w Baltimore mniej więcej sto lat temu – niemalże odkrył sposób na alkoholizm. Początkowo Towarzystwo składało się wyłącznie z alkoholików, którzy próbowali sobie wzajemnie pomagać. Pierwsi członkowie przewidywali, że właśnie to powinno pozostać jedynym celem ruchu. Pod wieloma względami Towarzystwo imienia Waszyngtona przypominało dzisiejsze AA. Liczba członków przekroczyła sto tysięcy. Gdyby trzymali się swojego jedynego celu i gdyby pozostawiono ich samym sobie mogliby dojść do tego, co robić na alkoholizm. Ale tak się nie stało. Członkowie Towarzystwa pozwolili politykom i społecznikom, zarówno alkoholikom jak i nie alkoholikom, wykorzystywać Towarzystwo do swoich celów. Zniesienie niewolnictwa było wtedy zapalną kwestią polityczną. Wkrótce członkowie Towarzystwa zaczęli żarliwie zajmować publiczne stanowiska w tej sprawie. Możliwe, że Towarzystwo przetrwałoby spór o niewolnictwo, straci ło ono jednak wszelkie szanse, gdy postanowiło zmienić zwyczaje Amerykanów w dziedzinie picia. Z chwilą, gdy członkowie Towarzystwa imienia Waszyngtona stali się orędownikami abstynencji, całkowicie utracili zdolność pomagania alkoholikom.
AA nie przegapiło tej nauki. Analizując