CODZIENNE REFLEKSJE
CODZIENNA OBSERWACJA SIEBIE
Prowadziliśmy nadal obrachunek moralny…
Z pewnika duchowego, do którego odnosi się Krok Dziesiąty – mówiącego, że ilekroć odczuwam zdenerwowanie, to, niezależnie od powodu tego zdenerwowania, świadczy to o tym, że coś jest nie w porządku ze mną samym – dowiaduję się też, że nie ma od tej zasady wyjątków. Choćby nie wiem jak nierozsądni wydawali mi się inni, to ja ponoszę odpowiedzialność za to, by nie zareagować negatywnie. Niezależnie od tego, co dzieje się na zewnątrz, zawsze będę miał prawo – i obowiązek – zdecydować, jak chcę się do tego wewnętrznie ustosunkować. To ja sam kreuję swoja rzeczywistość. Sporządzając codzienny obrachunek wiem, że muszę przestać osądzać innych. Jeśli to robię, to tym samym prawdopodobnie osądzam tez siebie. Ten, kto najbardziej wyprowadza mnie z równowagi, jest zarazem moim najlepszym nauczycielem. Od osoby tej mogę się wiele nauczyć i – w głębi serca – powinienem jej być wdzięczny.
JAK TO WIDZI BILL– s 279
Sztuka wynajdywania usprawiedliwień
Większość uczestników AA w swoich pijackich latach cierpiała dotkliwie z powodu samousprawiedliwiania się. Większości z nas samousprawiedliwianie dostarczało wymówek do picia oraz do różnego rodzaju obłędnych i szkodliwych wyczynów. Sztukę znajdowania pretekstów doprowadziliśmy do mistrzostwa.
Musieliśmy pić, ponieważ nam się źle wiodło i ponieważ wiodło nam się dobrze. Musieliśmy pić, ponieważ dusiliśmy się w atmosferze zaborczej miłości rodzinnej albo dlatego, że nikt nas nie kochał. Musieliśmy pić, ponieważ odnosiliśmy wspaniałe sukcesy albo ponosiliśmy druzgocące klęski. Musieliśmy pić, bo nasi wygrali albo przegrali. I tak dookoła Wojtek bez końca.
Często zrozumienie, że byliśmy ofiarami własnego braku zrównoważenia emocjonalnego przychodziło do nas po długim czasie. Musieliśmy także wykreślić słowo „wina” z mowy i myśli o innych ludziach.
Dwanaście kroków i Dwanaście tradycji
1. strona 48
2. strona 49
DZIEŃ PO DNIU
Rozciąganie się
Niektórzy z nas przychodzą do programu i są w pełni sił przez pierwsze trzy do sześciu tygodni. Jesteśmy jak ćwierć konia, dobrzy na krótką metę, ale już na dłuższą niekoniecznie. Po tym, jak opadamy z sił po wygraniu pierwszego biegu, wkracza rzeczywistość i odpowiedzialność, a my wycofujemy się, a może nawet rezygnujemy.
Więc coś musi nas przez to przeprowadzić i jest to nasza Siła Wyższa, pod warunkiem, że jej na to pozwolimy. Z czasem okazuje się, że nie czujemy już potrzeby sięgania po substancje psychoaktywne. Nasza Siła Wyższa jest tym, co nas prowadzi.
Czy jestem dobry na dłuższą metę?
Siło Wyższa, prowadź mnie swoim kochającym światłem przez cały bieg.
Dziś poprawię swoją wytrzymałość, ćwicząc …
SPACER W SUCHYCH MIEJSCACH
Poskromienie instynktów.
Choć alkoholicy mogą wydawać się mieć poważne braki, problemy te są tak naprawdę jedynie błędnymi próbami zaspokojenia potrzeb, które powinny zostać zaspokojone. W programie 12 Kroków nie negujemy naszych ludzkich potrzeb. Zdajemy sobie jednak sprawę, że potrzeby te muszą być zaspokajane w moralny, konstruktywny sposób. Fałszywe metody zaspokajania potrzeb przyniosą fałszywe, szkodliwe rezultaty.
Możemy zaspokajać nasze potrzeby w uporządkowany sposób, zwracając się do naszej Siły Wyższej i podążając za tym, co powolne i niepraktyczne, ale w dłuższej perspektywie przekonamy się, że jest to właściwy sposób na życie. Nasze instynktowne potrzeby są właściwe i dane nam przez Boga, ale nie mogą szaleć w naszym życiu. Życie na trzeźwo oznacza również okiełznanie naszych instynktów.
Nie będę zaskoczony różnymi potrzebami, które mogę dziś odczuwać. Zobowiązuję się jednak do moralnej i opartej na zasadach reakcji na te potrzeby.
ZACHOWAJ TO W PROSTOCIE
Nigdy nie myśleliśmy, że możemy się zestarzeć. – Bob Dylan
Nie jesteśmy już dziećmi. Ale nie jesteśmy też całkiem dorośli. Przynajmniej nie zawsze czujemy się dorośli. Nasz program pomaga nam zaakceptować etapy naszego życia. A dziecko w naszym sercu staje się coraz szczęśliwsze. Pod pewnymi względami codziennie czujemy się młodsi. Zaczynamy też czuć się starsi i mądrzejsi. To dobre uczucie. Nie boimy się już tak bardzo świata, ponieważ uczymy się lepszych sposobów na życie w nim. Możemy się tego nauczyć, mając przyjaciół, którzy uczą nas młodości serca.
Modlitwa na dziś: Siło Wyższa, pomóż mi być najlepszym, jakim mogę być w wieku, w którym jestem dzisiaj.
Działanie na dziś: Dzisiaj zadzwonię do starszego przyjaciela i zadam mu to pytanie: „Jakiej najważniejszej rzeczy nauczyłeś się o życiu, odkąd jesteś w moim wieku?”.
JĘZYK WYZWOLENIA
Żegnaj naiwności
Możemy kochać ludzi i im ufać, a jednocześnie nie pozwalać, by nas krzywdzili lub wykorzystywali. Nie musimy pozwalać ludziom robić to, co im się żywnie podoba. Nie wszystkie prośby są uzasadnione! Nie wszystkie prośby zasługują na „tak”!
Życie może wystawiać nas na próby. Ludzie mogą szukać w nas słabych punktów. Może dostrzeżemy wspólny mianownik w tym, co jest w naszym życiu wystawiane na próbę. Jeżeli mamy słaby punkt w jakimś obszarze, może okazać się, że nasza rodzina, przyjaciele, współpracownicy i sąsiedzi ciągle go testują. Życie, ludzie, nasza Siła Wyższa i wszechświat próbują coś nam powiedzieć, czegoś nauczyć.
Jeśli przyswoimy sobie daną lekcję, zauważymy, że problem, jaki mieliśmy w tej sferze naszego życia zmaleje. Granica została wyznaczona; nie zrzekliśmy się władzy nad sobą. Na razie lekcja została odrobiona. Może okazać się, że będziemy źli przez jakiś czas na pewnych ludzi, który przekroczyli granice naszej tolerancji. Nic nie szkodzi. Wkrótce, będziemy zdolni uwolnić się od gniewu i zamienić go na wdzięczność. Ci ludzie znaleźli się tutaj, aby uzmysłowić nam to, czego sobie nie życzymy, czego nie tolerujemy i w jaki sposób możemy utrzymać własną siłę.
Możemy podziękować im za to, czego się nauczyliśmy. Ile jesteśmy w stanie tolerować? Na ile możemy innym ludziom pozwolić? Na ile możemy lekceważyć naszą złość i intuicję? Co jest naszą granicą? Czy mamy jakiekolwiek granice? Jeżeli nie mamy, to nasz poważny problem. Czasami przychodzą chwile, kiedy nie należy ufać innym, a należy zaufać sobie i wyznaczyć granice tolerancji dla ludzi z naszego otoczenia.
Dzisiaj będę otwarty na nową samoświadomość dotyczącą obszarów, w których potrzebuję zdrowszych granic. Pozbędę się swoich naiwnych założeń, że druga osoba ma zawsze rację. Zamienię to na zaufanie do samego siebie, słuchanie samego siebie i posiadanie i wyznaczanie zdrowych granic.
Dzisiejsze refleksje – wszystkie w wersji audio
KROK DZIESIĄTY
„Prowadziliśmy nadal obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów”.
PRZEPRACOWUJĄC nasze pierwsze Dziewięć Kroków, przygotowujemy się do nowego życia. Przy Dziesiątym Kroku zaczynamy stosować sposób życia AA w praktyce, dzień po dniu, w pogodnych i burzliwych chwilach. Nadchodzi pora surowego egzaminu: czy potrafimy zachować trzeźwość, równowagę uczuciową i godziwie żyć w każdej sytuacji?
Ciągły wgląd we własne zalety i wady oraz pragnienie, by dzięki temu stale uczyć się i rozwijać są dla nas koniecznością. My, alkoholicy przekonujemy się o tym dopiero wtedy, gdy przeszliśmy przez piekło. Oczywiście, ludzie o dużym doświadczeniu zawsze i wszędzie praktykowali bezlitosną samoanalizę i samokrytycyzm. Bo mędrcy zawsze wiedzieli, jak niewiele można osiągnąć w życiu bez nawyku badania samego siebie, uznawania wykrytych w sobie braków a następnie cierpliwej i nieprzerwanej pracy, by naprawić to, co złe.
Pijak, który ma straszliwego kaca po wczorajszej libacji nie może dziś cieszyć się życiem. Istnieje jednak jeszcze inny kac, dobrze znany z doświadczenia wszystkim, czy ktoś pije czy nie. Jest to kac uczuciowy, bezpośredni rezultat zbierających się od wczoraj lub dzisiaj w nadmiarze negatywnych emocji: złości, strachu, zazdrości itp. Jeśli chcemy zachować dziś i jutro pogodę ducha, koniecznie musimy zlikwidować takie kace. Nie wymaga to ponurego grzebania się w przeszłości, a jedynie przyznawania się do błędów popełnianych teraz i naprawiania ich. Dokonany już obrachunek moralny umożliwia nam pogodzenie się z przeszłością. Po zrobieniu Czwartego Kroku to co było, mamy już za sobą. Kiedy zrobiliśmy rzetelny rachunek moralny i pogodziliśmy się z sobą, uwierzyliśmy, że możemy stawiać czoło kolejnym wyzwaniom, jakie przy niesie jutro.
Choć wszystkie rachunki sumienia są w zasadzie do siebie podobne, mogą one obejmować różne okresy życia. Istnieje rachunek natychmiastowy, podejmowany o każdej porze dnia i nocy, gdy tylko jesteśmy uwikłani w jakiś problem. Inny rachunek robimy pod koniec każdego dnia, kiedy rozważamy wydarzenia ubiegłych godzin. Sporządzamy swego rodzaju bilans, uznając swoje zasługi i przyznając się do braków. Są wreszcie okazje, kiedy samodzielnie lub razem ze sponsorem albo doradcą duchowym, robimy dokładny przegląd postępów od poprzedniej rozmowy. Wielu Anonimowych Alkoholików robi tego rodzaju porządki ze sobą raz do roku lub co pół roku. Niektórzy z nas lubią co jakiś czas spędzić dobę czy kilka dni w odosobnieniu od codziennego świata i ludzi, by w całkowitym spokoju oddać się medytacji i gruntownej autorefleksji.
Czy jednak praktyki te nie psują nam radości życia, nie potrzebnie zabierając czas? Czy każdy AA musi spędzać większość świadomego życia smętnie wałkując swoje grzechy i zaniedbania? W żadnym razie. Kładziemy tak wielki nacisk na potrzebę obrachunku ze sobą tylko dlatego, że większości z nas nawyk obiektywnej samooceny był zupełnie nie znany. Kiedy jednak wdrożymy się w ten zdrowy zwyczaj, okaże się on tak interesujący i pożyteczny, że nie będziemy żałować poświęconego mu czasu. Bo przecież minuty, a czasem godziny poświęcane pogłębianiu wiedzy o sobie z natury rzeczy uczynią resztę dnia lepszą i bardziej szczęśliwą. A na dłuższą metę obrachunek stanie się po prostu częścią codziennego trybu życia i przestanie być czymś wyjątkowym.
Zanim przejdziemy do szczegółów natychmiastowego obrachunku, czyli sprawdzianu sytuacji, zastanówmy się, w jakich sytuacjach tego rodzaju obrachunek może być przydatny.
Jedną z prawd życia duchowego jest ta, że ilekroć ulega my wzburzeniu, to niezależnie od powodów tego wzburzenia, coś złego dzieje się z nami. Kiedy ktoś nas dotknie i czujemy się tym zranieni, to przecież także z nami coś nie jest w porządku. Czy jednak nie ma wyjątków od tej reguły? Na przykład „usprawiedliwiony” gniew? Jeśli ktoś nas oszukuje, czy nie mamy prawa być wściekli na drania? Albo słusznie oburzeni na zarozumialców? Dla nas, Anonimowych Alkoholików, takie wyjątki są niebezpieczne. Przekonaliśmy się już nieraz, że usprawiedliwiony gniew powinniśmy zostawić ludziom, którzy potrafią lepiej nad nim panować.
Pretensje do innych to uczucie prześladujące alkoholików szczególnie często i dotkliwie. I bez znaczenia jest tu fakt, czy te pretensje są uzasadnione, czy nie. Jeden wybuch złości nieraz potrafił zepsuć nam cały dzień, a skwapliwie pielęgnowana uraza obracała nas w niezdolnych do życia nieszczęśników. Gniew, ten sporadyczny luksus ludzi zrównoważonych, dla nas był emocjonalnym potrzaskiem, w którym mogliśmy tkwić bez końca. Te emocjonalne „ekscesy” często prowadziły prosto do butelki. Tak samo inne negatywne emocje: zawiść, zazdrość, litowanie się nad sobą lub zraniona duma.
Natychmiastowy obrachunek, czyli sprawdzian sytuacji zrobiony podczas takiego ataku wewnętrznego wzburzenia, może bardzo pomóc w poskromieniu rozhuśtanych emocji. Sprawdzian taki powinien ograniczyć się do bieżącej sytuacji, teraz, w tej chwili. Analizę długofalowych trudności lepiej odłożyć na czas specjalnie temu celowi poświęcony. Natychmiastowy sprawdzian obejmuje natomiast nasze bieżące wzloty i upadki, szczególnie wtedy, kiedy ludzie lub nieoczekiwane wydarzenia wytrącają nas z równowagi i prowokują do błędów.
W takich przypadkach zawsze potrzebne jest nam panowanie nad sobą, uczciwa analiza sytuacji, gotowość przyznania się do winy i taka sama gotowość do wybaczania, jeśli ktoś inny jest winny. Nie powinniśmy się zniechęcać, jeśli zdarzy się nam któryś z dawnych błędów – nasze zmagania nie są łatwe. Naszym celem jest postęp, a nie doskonałość.
Zacznijmy od nauki panowania nad sobą. Jest to umiejętność o pierwszoplanowym znaczeniu. Kiedy nie potrafimy pohamować języka, rozsądek i tolerancja natychmiast się ulatniają. Jedna złośliwa wypowiedź, jeden ostry, nieprzemyślany osąd mogą na cały dzień, a czasem nawet na cały rok, popsuć stosunki z drugą osobą. Nic tak nie popłaca jak powściągliwość języka i pióra. Musimy unikać niepohamowanego krytycyzmu i zapalczywych kłótni, w których chodzi nam o postawienie na swoim. To samo dotyczy dąsania się po kątach i milczącej pogardy. Są to emocjonalne pułapki, a przynętą jest w nich duma oraz mściwość. Naszym pierwszym zadaniem jest ominięcie pułapki. Ilekroć kusi nas przynęta, powinniśmy ćwiczyć w tył zwrot i trzeźwe myślenie. Nie będziemy bowiem zdolni godziwie myśleć i działać, dopóki nie posiądziemy automatycznego nawyku panowania nad sobą.
Nie tylko nieprzyjemne i nieoczekiwane problemy wymagają opanowania. Musimy być równie ostrożni, kiedy zaczynamy odnosić sukcesy. Nikt bowiem nie kocha osobistego powodzenia bardziej od nas; upijaliśmy się sukcesem niczym winem, aż do stanu najwyższego podniecenia.
W okresach, kiedy sprzyjało nam szczęście, ponosiły nas fantazje o jeszcze wspanialszych tryumfach nad okolicznościami i ludźmi. Zaślepieni dufną pewnością siebie udawaliśmy wielkie szyszki. Nic dziwnego, że ludzie, znudzeni albo urażeni, odwracali się od nas.
Dzisiaj, kiedy jesteśmy trzeźwi w AA, kiedy odzyskuje my szacunek przyjaciół i współpracowników, przekonuje my się, że nadal musimy zachować szczególną czujność. Najlepszym zabezpieczeniem przed wygórowanym mniemaniem o sobie jest stała świadomość, że dzisiejszą trzeźwość zawdzięczamy jedynie Bożej łasce i że obecne sukcesy są bardziej Jego niż naszą zasługą.
Aż w końcu, kiedy zaczynamy rozumieć, że wszyscy ludzie, łącznie z nami, są do pewnego stopnia chorzy emocjonalnie i często omylni, niepostrzeżenie zaczynamy być łagodniejsi w ocenach, bardziej tolerancyjni. Zaczynamy rozumieć, co to znaczy naprawdę kochać innych. Stopniowo i z coraz większym przekonaniem dochodzimy do wniosku, że nie ma sensu złościć się i obrażać na ludzi, którzy podobnie jak my sami cierpią ból dojrzewania.
Tak radykalna zmiana stosunku do życia wymaga czasu, może nawet długiego czasu. Mało jest ludzi, którzy naprawdę kochają wszystkich. Większość z nas musi przyznać, że kochaliśmy zaledwie kilka osób, wobec większości byliśmy obojętni, o ile tylko nie wchodzili nam w drogę, a do pozo stałych – powiedzmy to sobie – odczuwaliśmy niechęć albo wręcz nienawiść. I chociaż tego rodzaju postawy są nader powszechne, nam Anonimowym Alkoholikom do zachowania równowagi potrzeba czegoś lepszego. Uczucie głębokiej nienawiści na pewno nas z niej wytrąci. Nie możemy nadal obdarzać zaborczą miłością kilku osób, nie możemy ignorować większości i nie możemy bać się lub nienawidzić nikogo. Musimy więc zmienić stosunek do ludzi, nawet jeśli zmiana ta będzie bardzo powolna.
Możemy zacząć od starań, by nie obarczać tych, których kochamy, nieuzasadnionymi wymaganiami. Możemy okazywać uprzejmość ludziom, którym jej nie okazywaliśmy. A tym, których nie lubimy, możemy próbować oddawać sprawiedliwość i grzecznie ich traktować, być może nawet podejmując wysiłek, by ich zrozumieć i pomóc im.
Ilekroć postąpimy niewłaściwie w stosunku do kogokolwiek – powinniśmy zaraz się do tego przyznać – zawsze przed sobą, a także przed nimi, jeśli takie przyznanie będzie pomocne. Uprzejmość, dobroć, sprawiedliwość i miłość to zasady, dzięki którym można żyć w harmonii praktycznie z każdym człowiekiem. W chwilach wątpliwości, zawsze możemy przypomnieć sobie słowa: „Bądź wola Twoja, nie moja”. Zawsze też możemy zadawać sobie pyta nie: „Czy nie robię dziś drugiemu tego, co mnie niemiłe??
Pod koniec dnia, często przed samym zaśnięciem, wielu z nas sporządza bilans dnia. Warto wtedy pamiętać, że obrachunek ze sobą nie jest tylko wykazem błędów i niedostatków. Dzień, w którym nie zrobiliśmy czegoś dobrego, istotnie byłby złym dniem. Ale przecież w rzeczywistości większość świadomego życia spędzamy konstruktywnie Nie lekceważymy swoich dobrych intencji, myśli i uczynków. Nawet jeśli nie udało się nam coś, w co włożyliśmy wiele wysiłku, należy nam się za to właśnie, kto wie czy nie najwyższa ocena. A wtedy ból niepowodzenia może przekształcić się w cenną wartość, staje się bodźcem potrzebnym do tego, by iść naprzód. Ból jest kamieniem probierczym rozwoju duchowego, powiedział kiedyś ktoś, kto dobrze wiedział, o czym mówi. My, w AA, którzy wiemy, że ból nałogu musiał poprzedzać trzeźwość, a później chaos emocjonalny poprzedzał pogodę ducha – całym sercem podpisujemy się pod tym stwierdzeniem.
Przyglądając się rubryce strat w naszym bilansie dnia, powinniśmy uważnie zbadać motywy tych myśli lub uczynków, które wydają nam się niewłaściwe. W większości przypadków bez trudu dostrzeżemy i zrozumiemy te motywy. Uniesieni dumą, gniewem, zazdrością, niepokojem lub lękiem, działaliśmy pod dyktando tych uczuć. Teraz trzeba więc uświadomić sobie te złe myśli i uczynki, pomyśleć o tym, jak można było postąpić i postanowić, że postaramy się z Bożą pomocą wykorzystać to doświadczenie w przyszłości. No i oczywiście musimy pamiętać o naprawieniu tego wszystkiego, co do tej pory jeszcze zaniedbaliśmy naprawić.
Zdarzają się jednak przypadki, gdy jedynie bardzo wnikliwa analiza może wydobyć na jaw nasze rzeczywiste motywy. Zdarza się tak wówczas, gdy w grę wchodzi nasz odwieczny wróg: racjonalizacja czyli samousprawiedliwienie, które wybiela nasze ciemne postępki. Ulegamy wtedy pokusie uwierzenia, że postąpiliśmy w imię słusznych racji i motywów, chociaż wcale tak nie było.
Skrytykowaliśmy, na przykład „konstruktywnie” kogoś, kto rzekomo na to zasługiwał, gdy tymczasem rzeczywistym motywem było pragnienie wygrania nieistotnego sporu. Albo obgadaliśmy kogoś za plecami w przeświadczeniu, że pomagamy innym lepiej go zrozumieć, gdy w głębi duszy zależało nam na wywyższeniu siebie i pod ważeniu opinii o nim. Czasem raniliśmy naszych najbliższych, pozornie w celach „wychowawczych”, żeby dać im nauczkę, podczas gdy naprawdę chcieliśmy ich ukarać. Popadaliśmy w depresję i narzekaliśmy na zdrowie, pod czas gdy w istocie chcieliśmy pozyskać współczucie i uwagę innych. Ta przedziwna skłonność umysłu i uczuć przewija się w stosunkach międzyludzkich jak okiem sięgnąć. Często nieuchwytne i subtelne przekonanie o własnej słuszności może nadawać ton nawet najmniej znaczącym uczynkom i myślom. Codzienna nauka dostrzegania tych skaz, przyznawania się do nich i ich naprawiania jest istotą pracy nad charakterem i budowaniem godziwego życia. Szczery żal za wyrządzone krzywdy, głęboka wdzięczność za uzyskane dary i gotowość do dalszej poprawy to zalety, do których powinniśmy wytrwale zmierzać.
Tak rozpatrzywszy miniony dzień, nie pomijając dobrych uczynków i bezstronnie zbadawszy stan duszy, możemy szczerze podziękować Bogu za otrzymane błogosławieństwa i ze spokojnym sumieniem zasnąć.